sobota, 23 marca 2013

Shot miesiąca: MARZEC 2013

*Tutaj pojawią się trzy najlepsze shoty, na które będzie mogli głosować w ankiecie obok*

numer jeden
Wróciłem do domu nie miałem ochoty na nic, byłem potwornie zmęczony tym dniem. Ale chciałem pogadać więc jedyną osobą, która mogła mnie wysłuchać był Niall Horan, mój współlokator. Opadłem bezsilnie na łóżko.
-Niall możemy pogadać?
-Zayn proszę cię… nie chcę znać pikantnych szczegółów z waszej ostatniej nocy. Zawsze tak robisz jak wracasz od niej na drugi dzień, skąd wiesz, że chcę słuchać o waszych wygibasach? –powiedział blondyn z lekkim rozżaleniem.
-Teraz jest inaczej ty nie chcesz mnie nawet wysłuchać a co dopiero zrozumieć. Ona mnie zostawiła rozumiesz rzuciła mnie jak nudną zabawkę i to po tym jak sie przed nią cały otworzyłem, dałem się poznać. Zostawił cię kiedyś jakiś chłopak? Nie! Bo jesteś zajebistym, słodkim Irlandczykiem i nikt nie potrafi ci sie oprzeć, to ty jesteś łamaczem serc ze ślicznymi niebieskimi oczkami.
-Co ty chrzanisz? Jak to cie zostawiła? Nie wierzę, Zayn dziewczyny cie nie zostawiają, one przecież lgną do twojego łóżka.
-Nie tym razem, teraz ktoś na kim mi zależało stwierdził, że jestem po prostu nudny..
-No cos ty, mieszkam z tobą prawie rok i nigdy sie z tobą nie nudziłem.
-Bo co chwila zmieniasz facetów jak rękawiczki, to się nie nudzisz! Może byś to w końcu zmienił?
-A co mam przerzucić sie na dziewczyny jak ty? Człowieku one mnie nie kręcą jedyną fajną rzeczą jaką posiadają są cycki, a cała reszta jest mi nie potrzebna. Z resztą nie sądzę żeby to była twoja sprawa z kim się bzykam i jak często.
-Ha ha ha to teraz dojebałeś, od zawsze wiedziałem, że wolisz facetów ale nie sądziłem że kręcą cię kobiece piersi.
-Oj tam od razu zaraz kręcą, to jest przydatny gadżet i tyle.
-Stary, gadżet? Ty sam jesteś niezły gadżet, one to mają na co dzień czaisz? Nie ściąga się tego na noc -perliście się zaśmiałem.
-To, że wolę facetów nie oznacza, że nie wiem jak wygląda kobieta- przybliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
-Spokojnie, nie to miałem na myśli.
-A co takiego, no wal śmiało -odparł siadając na moich kolanach nie odrywając ode mnie wzroku.
-Nic, tak po prostu mi się powiedziało. Nie myślę dziś trzeźwo chociaż nic nie piłem. Właśnie może byśmy jakieś piwko strzelili?
-Piwo z tobą zawsze, przyniesiesz?
-Chyba najpierw musisz ze mnie zejść bo wiesz chyba się nie zorientowałeś ale siedzisz na mnie-twarz blondyna natychmiast przybrała kolor dojrzałego pomidora, a w jego głowie przemknęła myśl: nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym być tak blisko ciebie częściej, dużo częściej. Nie powiedział tego… -Bo wygodne masz te kolana to się nie z czaiłem –wytknął mi język

Zayn
Przyniosłem kilka butelek piwa i wódkę, tylko to mieliśmy w lodówce, chyba czas uzupełnić zapasy. Z półki wziąłem grę która ostatnio cieszyła się w naszym gronie sporym powodzeniem. Była to gra ero twister dla niewtajemniczonych to gra polegająca na kręceniu strzałką a kiedy ta wyznaczy osobę albo pijemy kieliszek, albo rzucamy kostką z pozycjami seksualnymi i opowiadamy jak wyglądałby nasz wspólny sex. Z racji tego, że dziś byliśmy tylko we dwóch chodziło tylko o to by sie zwyczajnie najebać bez nudy. Rzuciłem grę na stół i polałem.
-Mamy w to grać tylko we dwóch -blondyn wytrzeszczył oczy.
-Mamy się najebać, a tak będzie śmieszniej. Ja zaczynam, pozycja na jeźdźca czyli sex z Horanem, czy wódka? Stanowczo wódka, wypiłem kieliszek. Potem w szybkim tempie pochłanialiśmy kolejne. Kiedy butelka była już pusta, zacząłem odczuwać tego efekty, mój język nieco się rozwiązał. Niall był w lepszej sytuacji wypił mniej bo kilka razy strzałka wskazywała na niego samego więc wołał powiedzieć jak robi sobie dobrze niż pic kolejną porcję alkoholu.
-Ej Niall wiesz jak ja nie znoszę jak ktoś się guzdrze zanim mnie dotknie, przecież ten czas to minuty udręki, leżysz i czekasz na jakikolwiek ruch z jej strony. A ona patrzy w ciebie jak w pojebany obrazek.
-I właśnie dlatego przerzuciłem sie na facetów nie ma żadnej niepotrzebnej zwłoki, grania na czas. Wszystko jest robione tak jak powinno. Możesz sobie myśleć co chcesz, ale gdybyś raz poczuł jak to jest dotykać innego faceta, może byś to zrozumiał albo lepiej, jakby facet pokazał ci jaką przyjemność może ci dać…
-Ja dotykać przypadkowego faceta? Weź przestań...
-A kto mówi o przypadkowym, mogę cię z kimś zapoznać jeśli chcesz.
-Gdybym chciał spróbować mój drogi to byłbyś pierwszą osobą która przyszłaby mi do głowy. -W momencie gdy powyższe słowa wypłynęły z moich ust od razu ugryzłem sie w język, boże czy ja właśnie powiedziałem...?
-Nie wierze w to co usłyszałem, stary nie pij więcej, Zayn zastanów sie może ty w cale nie jesteś hetero, tylko boisz sie sam przed sobą przyznać, że jakiś chłopak może ci sie podobać.
- Nie, po prostu jak mi powiedziałeś o tym braku cackania to wydało mi się to fajne, że ktoś od razu przechodzi do rzeczy, że wie co ma robić i jak ma robić a nie ciągle pytania: tak dobrze? Mocniej? Jak mam cie dotykać? -Dodałem piskliwym głosem i zakręciłem ponownie strzałką, na kostce widniała pozycja od tyłu.
Zamknąłem na moment oczy ale nie było to dobrym wyjściem ponieważ po ich otwarciu wszystko przede mną wirowało. A strzałka? Ona wskazywała Nialla.
Resztki przyzwoitości kazały pić, ale gardło mówiło już przy ostatnim kieliszku, że więcej nie zniesie.
-Niall pamiętaj, że to tylko gra, ale tak serio to. Na prawdę chciałbym sprawdzić jak to jest z chłopakiem jakie to uczucie być podniecanym przez chłopaka, ale sam wiesz, że na trzeźwo w życiu bym ci o tym nie powiedział. A teraz kiedy ona mnie zostawiła mam zajebistą ochotę na to żeby ktoś zrobił mi dobrze jak nigdy dotąd.
-Gdybym był trzeźwy nazwałbym to wykorzystaniem mnie do niecnych celów ale teraz jest mi wszystko jedno, weź to -podał mi małą tabletkę wyciągniętą z opakowania -to tak na wszelki wypadek żebyś się nie wycofał w trakcie bo tego nie znoszę. Nie bój się to tylko viagra, zaraz ci stanie i nawet na sekundę nie odpędzisz od siebie myśli co będzie się działo za moment.
-Nie wiedziałem, że stosujesz takie wspomagacze
-Tylko wtedy gdy chcę, żeby coś trwało nieziemsko długo.

Wziąłem tabletkę popijając ją colą, po alkoholu prawie nie czułem jej smaku, słabo ogarniałem wiedziałem tylko, że właśnie powiedziałem swojemu przyjacielowi, że chce żeby mnie przeleciał. Tak chyba doszczętnie mnie popierdoliło. Zanim się obejrzałem Niall stal przede mną bez koszulki i właśnie rozpinał moją koszulę. Siedziałem na kanapie wpatrując sie w jego poczynania, klęczał przede mną rozpinając mój rozporek, faktycznie mocne te tabletki, bo po tych kilku minutach czułem, że nie mieszczę sie w bokserki, coś rozrywało mnie od środka.
-O kurwa Zayn nie chwaliłeś się, że masz w spodniach takiego smoka, jak patrzyłem jak lałeś w łazience wydawał sie normalny ale teraz... Kurwa mać…
-Patrzyłeś się na niego jak sikam, Niall ty zboku! Nie sądziłem...
-Zamknij się jutro nie będziesz pamiętał moich słów, a teraz jak tak na ciebie patrzę, Boże aż chce się go wziąć do buzi i nigdy z niej nie wypuszczać..
-Horran kurwa ja wiem, że jestem pijany ale nie mów mi takich rzeczy bo mnie zawstydzasz.
-Nie powiesz mi że żadna laska nie jarała się wielkością twojego fiuta tak jak ja.
-No… nie przypominam sobie
-Stary nie wiesz ile zmarnowałeś czasu przez te baby. Zaraz ci pokaże co to znaczy dobra zabawa. Chociaż pewnie ty jutro będziesz miał luki w pamięci a ja moralniaka, ale cóż nie potrafię się opanować.

Niall bez żadnych ogródek objął swoją ciepłą dłonią mojego penisa i powoli zaczął pocierać, było mi dobrze fakt, że robię to z najlepszym kumplem powoli umykał mojej uwadze. Do tej pory uprawiałem seks tylko z kobietami, może to właśnie dlatego nie miałem pojęcia jak mam się zachować. Blondyn siedział okrakiem na moich kolanach robiąc mi dobrze. Kiedy poczułem jak obejmuje go ustami odleciałem całkowicie jego ruchy były pewne i szybkie postanowiłem nie być jat te wszystkie blondynki czekające na bóg wie co więc zacząłem masować przez spodnie dresowe jego erekcję. No tak ja siedziałem przed nim z opuszczonymi spodniami a sam nie zdjąłem z niego nic. Przez moment zrobiło mi się głupio dlatego odsunąłem delikatnie jego głowę. Złapałem jego dresy i ściągnąłem je z niego to chyba był dobry ruch bo na jego twarzy zobaczyłem lekki uśmieszek, widząc jego reakcję powtórzyłem swój gest i teraz także jego bokserki wylądowały na podłodze.
-Od tej strony cię nie znałem Zayn.
-Ja ciebie od tej też -spojrzałem wymownie na jego krocze lekko go dotykając. Chyba musisz mnie sporo nauczyć jeśli chcesz mieć ze mnie jakiś pożytek. 
-Trening czyni mistrza, patrz i się ucz.
W tym momencie mój fallus kolejny raz zniknął w jego ustach, było mi nieziemsko dobrze, to jak jego usta mnie obejmowały było niesamowite, dokładnie czułem jego napierający język i bardzo delikatne skrobanie zębami, jeszcze moment i odlecę całkowicie. Niall oderwał się ode mnie zaznaczając to dość głośnym mlaśnięciem i przybliżył się do mnie całując w usta. Jego dłonie błądziły teraz po mojej klatce piersiowej od czasu do czasu przyszczypując sutki. Dopiero teraz zauważyłem, że moja dłoń rytmicznie porusza się na jego sterczącym przyjacielu od czasu do czasu luzując i zawężając uścisk. Do mojego ucha ledwo słyszalnie napłynęły jego słowa: -Wejdź we mnie -Spojrzałem nie wiedząc czy się przesłyszałem czy on powiedział to na prawdę. -Chcę cię poczuć rozumiesz?
Cholera on na prawdę to powiedział, nie wierze, nie wierzę, przede mną stoi mój przyjaciel nagi i na dodatek ze sterczącym ptakiem a ja mam go przelecieć.
-Przecież ja nigdy tego nie robiłem -powiedziałem niemal sam do siebie, niestety on także to usłyszał i szybko ze mnie zeskoczył. Przyjrzał mi się uważnie przez chwilę, dokładnie lustrując każdy kawałek mojego ciała, chociaż patrząc na ciebie w lustrze nigdy nie miałem sobie nic do zarzucenia, teraz byłem stremowany czując na sobie jego wzrok. Tak ja Zayn Malik Bad boy from Bradford miałem ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Chyba za dużo myślę bo nie zarejestrowałem nawet co przez ostatnie minuty robił Niall ważne, że teraz stoi przede mną machając jakimś opakowaniem, ach no tak lubrykant przecież bez tego ani rusz. Posmarował śliską mazią całe moje przyrodzenie przesuwając po nim dłonią. Kiedy zobaczyłem jak na mnie siada w moich oczach z pewnością zobaczył przerażenie, uspokoił mnie -hej Zayn nie pękaj to raczej ja powinienem się bać o swój tyłek. -Pocałował mnie… dobrze całuje na prawdę, bardzo dobrze chyba nawet za dobrze...
Poczułem jak na mnie opada a tym samym ja zagłębiam się w jego wejściu, bałem się wykonać jakikolwiek ruch ale gdy poczułem jak zaczyna się na mnie poruszać zacząłem synchronizować się z jego ruchami. Moje dłonie powędrowały na jego biodra dzięki temu pomagałem mu w nadawaniu nam tempa, po kilku minutach objąłem jego członek i zacząłem go stymulować. Niall wtopił głowę w moją szyję, dokładnie czułem jego oddech przeplatany z cichymi westchnieniami rozkoszy. Kiedy poczułem, że długo już nie wytrzymam coś mnie napadło, nie jestem w stanie powiedzieć jaka siła teraz mną kierowała, ale na pewno w jej skład wchodziło pożądanie tego uroczego irlandzkiego blondynka, którego właśnie penetrowałem. Złapałem go w pasie i podniosłem się z nim z łóżka, objął nie nogami mocniej a ja wciąż czułem jego ciepło. Posadziłem go na komodzie i kontynuowałem naszą zabawę, był ciasny a to sprawiało mi ogromną przyjemność, chciałem mu dać coś od siebie chciałem żeby chociaż przez chwilę było mu tak zajebiście jak mi, dlatego zacisnąłem na nim dłoń i rytmicznie przesuwałem dłonią chyba we wszystkie możliwe kierunki świata. Byłem już u kresu wytrzymałości kiedy poczułem - O kurwa!
-To był czerwony alarm, spokojnie nie zostawiłem wody na gazie czy włączonego żelazka, to on... Po prostu włożył we mnie swój ciepły palec. Zupełnie bez ostrzeżenia pocierał nim prostatę, nie wytrzymałem tej ogromniej dawki przyjemności, stojąc już ledwo na nogach spuściłem się w niego kończąc nasze igraszki na prawdę mocnymi pchnięciami. Oparłem się głową o jego czoło nadal szybko dysząc -Niall, ja pierdole...
-Och żebyś wiedział jak pierdolisz...
-Jak? -lekko się uśmiechnąłem
-Zajebiście mocno i zajebiście dobrze
Zaśmiałem się, nie ukrywam, że jego słowa były dla mnie miłe ale co raz milsze stawało się to co mi właśnie robił, teraz czułem w sobie jego dwa palce nie byłem spięty, tak mi się przynajmniej wydawało. -Odwróć się -posłusznie wykonałem jego prośbę stając do niego tyłem. Blondyn całował mnie po karku a dłońmi błądził po moich pośladkach co chwilę przesuwając palcami po ich zagłębieniu.
-Rozluźnij się, jesteś strasznie spięty
-Nie jestem
-No przecież czuję, będzie bolało jeśli się nie odprężysz.
-Niall do cholery jestem rozluźniony, pokaż mi w końcu na co cie stać! Przeleć mnie! -Boże ja to na prawdę powiedziałem? O kurwa!
-Jesteś w chuj spięty ale twoja wola.
Poczułem jak pociera penisem moje wejście, po chwili zaczął napierać czułem jak rozrywa mnie od środka, starałem się stłumić okrzyk bólu, przecież to zaraz przejdzie, musi przejść, ale wtedy poczułem go głębiej.
-O kurwa Ałaaaa!
-Mówiłem!
-Ja pierdole nie ruszaj się -powiedziałem kiedy Niall chciał się wycofać.
-O kurwa stary co ty mi zrobiłeś? Boli mnie to kurwa!
-Tak to jest jak się mnie nie słucha, spokojnie za moment ból minie, uspokój się a ja się tobą zajmę, nie myśl teraz o bólu. Zobacz przesunę dłonią po twoim smoku bardzo powoli, zacisnę dłoń mocniej będzie ci co raz przyjemniej, pocałuje twój kark, a palcami złapie twój sutek. Widzisz już jest lepiej, pochyl się do przodu a ja powoli zacznę się w tobie poruszać na początku może cię jeszcze boleć ale za moment poczujesz, jaką sprawia ci to przyjemność. Złapię cię teraz za ten twój zgrabny tyłeczek i będę cię w niego posuwał, o taaak
-Och Niall, szybciej -wysyczałem przez zęby, tak o bólu już zapomniałem, teraz liczyło się dla mnie tylko to, co on właśnie ze mną robi. -Niall pieprz mnie! Nie wierzyłem, że potrafię być taki wulgarny ale stan, do którego mnie doprowadził powodował u mnie nieznane dotąd uczucia. Ten uroczy blondynek właśnie w tym momencie rżnie mnie od tyłu a ja mam ochotę wić się pod nim z rozkoszy i krzyczeć jego imię tak głośno by wszyscy wiedzieli jak mi dobrze.
-Zayn.... Ja.... o kurwa... Zaraz dojdę! Ja pierdolę Malik! -Niall wykonał kilka bardzo głębokich i szybkich pchnięć po czym zastygł tryskając we mnie białą mazią. Powoli się ze mnie wysunął, obejmując mnie od tyłu w pasie, podszedł ze mną do łóżka, położyliśmy się razem. Po chwili Irlandczyk podał mi kieliszek wódki i stukając w niego swoim wzniósł toast: -Za dobry seks Zayn!
Wypiłem setkę, po czym opadłem na łóżko, poczułem tylko jak Niall naciąga na nas koc i wtula się w moje plecy, zasnąłem.


Niall
Ranek nigdy nie był moją ulubioną porą, to zawsze rano budziłem sie obok faceta z którym spędzałem ostatnią noc. Dlaczego to robiłem? Z prostego powodu, - Niall Horan jest nieszczęśliwie zakochany a przygodny seks to dobra ucieczka dla myśli. Jednak dzisiejsza noc była całkiem inna dąłem sie ponieść rządzy, ryzykując bardzo wiele czy żałuje? No jasne, że nie przecież kilka godzin temu przeleciałem miłość mojego życia i było mi kurewsko dobrze. Jakie mogą być tego skutki uboczne? W najgorszym wypadku Zayn się wyprowadzi a w najlepszym spędzimy razem wiele niezapomnianych chwil spora rozbieżność co?

Zayn
Obudziłem się rano, ból to jedyne co czułem, ból głowy, no tak kacyk ból pleców, ból ręki i o dziwo ból tyłka, moment nie o dziwo tylko ja... O kurwa -powiedziałem pół głosem ale za późno się opamiętałem ponieważ obok mnie leżał blondyn, który wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
-ekhm, sorry to znaczy Yyyy hej.    (cisza)     Niall czy ja... Czy my...
-Tak stary przeleciałeś mnie dzisiejszej nocy –odparł beznamiętnie
-Kurwa
-Wnioskuję po twojej reakcji, że powinniśmy o tym zapomnieć?
-Niall ja mało pamiętam przecież wiesz, że wolę dziewczyny. To było nie wiem jak to określić było fajnie, ale, ale nie to powinno się zdarzyć.
-Jasne, świetnie cię rozumiem. Dzisiejszej nocy nie było. -Gestem dłoni pokazał jak zamyka usta na kłódkę i wyrzuca kluczyk. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, szybko wpił się w moje usta z nieziemską determinacją, pocałunek nie był długi ale bardzo zachłanny. Chwilę później widziałem już tylko jak opuszcza pokój.


Nie ruszyłem za nim, nie miałem siły nawet wstać z łóżka, to chyba nazywa się moralniak... Robisz coś prawie świadomie, żeby na drugi dzień mocno tego żałować ot cała filozofia z wczorajszego wieczora. Po kilkugodzinnych rozmyślaniach wstałem z łóżka. Rozejrzałem się po mieszkaniu Nialla nie było, może to i dobrze uniknę trudnej rozmowy przynajmniej dzisiaj. Przecież to wiadome, że ona mnie nie ominie ale każda minuta zwłoki jest dla mnie na wagę złota. Usiadłem na parapecie u kuchni z kubkiem kawy i papierosem, nie jadam śniadań bo po co? Z resztą w tym mieszkaniu to Niall zawsze je za nas dwóch. Ale zaraz przecież jest 14 godzina mój brzuch już domaga się jakiegoś posiłku. Po sprawdzeniu zawartości lodówki śmiało mogę stwierdzić, że na prawdę nie ma tam nic jadalnego, cóż...
Wyjąłem z szafki chipsy i ciastka po czym wróciłem do łóżka, cholera nie do swojego łóżka ale trudno nie zamierzam wychodzić bo już wygodnie się ułożyłem.

Niall
Przemierzałem długie ulice Londynu w poszukiwaniu... Sam nie wiem czego. Nie potrafiłem siedzieć w domu, nie umiałem znieść jego towarzystwa, głosu, zapachu. Wiedziałem jedno on w przeciwieństwie do mnie żałował tego co się stało. Chociaż zrobiło się już późno nadal byłem w drugim końcu miasta, nie miałem pomysłu gdzie się podziać w prawdzie mogłem przenocować dziś w hotelu lub u jakiegoś kumpla ale po co? Przecież i tak będę musiał z nim porozmawiać. Nie potrafię zapomnieć widoku jego spełnionej twarzy, tego jak wspaniale się wtedy czułem zdając sobie sprawę z tego co robimy. Z rozmyślań szybko wybił mnie przeraźliwy ból, zarwałem w kolano. Prawdopodobnie ktoś mnie kopnął upadłem na ziemię. Poczułem kilka mocnych strzałów w twarz i solidne kopnięcie w plecy. Ból przeszywał całe moje ciało, napastnik przeszukał moje kieszenie wyciągając telefon i portfel. Kiedy otworzyłem oczy widziałem tylko oddalającą się sylwetkę. Straciłem przytomność.


Zayn
Godzina 22 to dziwne, że Horan jeszcze nie wrócił, zazwyczaj o tej porze siedział już w domu oglądając jakiś film. Trochę zaczynałem się martwić, mam nadzieję, że nic głupiego nie przyszło mu do głowy. Wygrzebałem z łóżka telefon i wybrałem dobrze znany mi numer. -Zajebiście poczta!
Wstałem z łóżka aby sprawdzić czy blondyn przypadkiem nie wrócił i nie zaszył się np. w kuchni, niestety wszędzie było pusto.

Niall
-Halo słyszysz mnie, halo
Powoli otworzyłem oczy, ból na całym moim ciele był przeraźliwie mocny. Cicho odpowiedziałem -Słyszę
-Wiesz co się stało? Zadzwonić po karetkę?
-Ktoś mnie napadł, nie trzeba zaraz wstanę.
-Nie trzeba?! Człowieku ty jesteś cały pobijany chodź pomogę ci wstać i zawiozę cię do szpitala.
-Nie mogę iść do szpitala, możesz zawieść mnie do domu?
-Dlaczego? Z resztą dobra może lepiej żebym nie wiedział.
Z pomocą chłopaka dokuśtykałem do jego auta, po 20minutowej jeździe dotarliśmy pod mój dom.
-Mam nadzieję, że nie mieszkasz sam? Zaraz pójdę po kogoś żeby nam pomógł.
-Mieszkam z kolegą, ma na imię Zayn, ale nie wiem czy jest w domu. -Podałem mu klucze aby otworzył drzwi, sam bardzo powoli także kierowałem się w ich stronę.

Zayn
Szczęk klucza! To musi być Niall! Wbiegłem jak szalony na korytarz ale w drzwiach zobaczyłem obcego chłopaka.
-Cześć ty pewnie jesteś Zayn, chodź przywiozłem Nialla, miał mały wypadek.
-Co się stało? Boże Niall nic ci nie jest?
Z pomocą chłopaka zaniosłem go na łóżko, miałem mentlik w głowie. Bałem się, że mógł chcieć zrobić coś głupiego. Odprowadziłem chłopaka, który nam pomógł do drzwi, a zaraz potem szybko ruszyłem do kuchni po apteczkę.
Coś do dezynfekcji, plastry, leki przeciw bólowe, bandaże, woda z takim wyposażeniem wszedłem do pokoju. Niall leżał oparty o szczyt łóżka, wyglądał fatalnie, podbite oko, rozcięty łuk brwiowy, opuchnięta warga, to tylko obrażenia twarzy bałem się pomyśleć co dzieje się z resztą jego ciała. Na policzkach było widać swobodnie kapiące łzy. Odłożyłem przyniesione przybory i usiadłem obok niego. Najdelikatniej jak tylko umiałem objąłem go i przytuliłem, cicho syknął z bólu odwdzięczając się wtuleniem we mnie. Nie byłem pewien czy to dobry pomysł ale zacząłem rozmowę...
-Niall powiesz mi co się stało? Martwiłem się.
-Nie udawaj wiem, że masz w dupie to co czuję, gdzie byłem i co się stało.
-Głupi jesteś, wiesz?
Odsunąłem się od niego, nasączyłem gazę wodą utlenioną i delikatnie zacząłem  przemywać jego rozcięcia i zadrapania, wiedziałem bolało go ale w końcu to dla jego dobra. Starałem się być na prawdę delikatny ale ból widoczny na jego twarzy wskazywał na to, że chyba nie koniecznie dobrze mi to wychodzi.
-Co z nogą?
-Łaskocze
-Hmm czyli mocno boli
Wyjąłem z szafki nożyczki i szybko rozciąłem nogawkę jego spodni ja wysokości jego uda.
-Durniu! To moje ulubione spodnie były!
-No właśnie, były nie marudź teraz bo muszę zobaczyć czy nie jest złamana.
Ściągnąłem odcięty kawałek spodni, kolano było spuchnięte i otoczone wielkim sinianiakiem, na pierwszy rzut oka nie wyglądało to na złamanie, Niall był w stanie zgiąć nogę, mogło być gorzej pomyślałem. Zakleiłem plastrem małe rozcięcie, a sam staw usztywniłem.
-Co cię jeszcze boli?
-Brzuch
-Pokaż  -Irlandczyk podniósł do góry koszulkę a ja zobaczyłem same siniaki, dosłownie jeden na drugim.
-Cholera, źle to wygląda bardzo cię boli? –martwiłem się o niego, bałem się że może mieć nawet jakiś krwotok wewnętrzny.
-Tylko jak dotykasz, tak to nie bardzo.
-Mam tylko żel chłodzący i coś na stłuczenia, powinno pomóc, chodź pomogę ci wstać i się rozebrać.
-Przestań przecież mogę tak spać, tylko trochę tym żelem się posmaruje i będzie ok.
-Nie wkurzaj mnie, tylko się rozbierz.
-Nie chcę!
-Ale ja chcę!
-Gówno mnie to obchodzi co ty chcesz! Wczoraj spełniałem twoje zachcianki, dziś nie mam zamiaru! Co dziś też mnie wykorzystasz a rano powiesz żeby mamy o tym zapomnieć?!

Wdech wydech, wdech wydech, tylko spokojnie Zayn, nie pozwól żeby emocje wzięły górę. Pewnie jest jeszcze w szoku dlatego gada takie głupoty, przecież go nie wykorzystałeś. On wczoraj też robił z tobą co chciał.
-Sądzę, że nie chcesz żeby coś cię jeszcze bardziej bolało, więc grzecznie cię proszę rozbierz się i daj sobie pomóc, chyba że chcesz żebym użył siły. -chyba trochę się mnie wystraszył, to dobrze. - Jesteś moim przyjacielem i nie chce żeby wdało ci się jakieś zakażenie nawet przez drobną ranę. Martwię się o ciebie idioto!
Blondyn pokiwał tylko głową i uniósł ręce abym mógł się pozbyć jego koszulki. -Ok, teraz tyłek do góry.
-Spodnie też mam zdjąć?!
-Jak nie chcesz to mogę obciąć nożyczkami drugą nogawkę.
-Dobra, ale ty upierdliwy jesteś.

Kiedy blondyn leżał już w samych bokserkach przyniosłem lód i żel i maść na stłuczenia.
-Potłuczone żebra to jedno, Niall ty masz całe sine plecy. Powiesz mi co się stało?
-Jakiś pacan mnie napadł jak szedłem na skróty, zabrał telefon i portfel i skopał ot cała historia
-Co takiego? Widziałeś twarz?
-Nie
-Dorwę skurwiela!
-Jasne, ciekawe jak?
-Zaufaj mi, już ja sobie poradzę.
-Kładź się na brzuch najpierw plecy załatwimy.
-Przestań sam sobie posmaruje brzuch i idę spać
-Niall przekręć się na brzuch!
-Zostaw mnie nie potrzebuje twojej pomocy!
-Horan uspokój się do cholery,  daj sobie pomóc. Wiem, że ta noc zmieniła miedzy nami wszystko, mam mieszane uczucia co do niej. Z jednej strony to był najprzyjemniejszy seks w moim życiu, z drugiej jednak wiem, że prawdopodobnie to zrujnowało naszą przyjaźń. Nie chce żeby to się tak kończyło, zależy mi na tobie Niall, ale ja nie wiem czy chce składać jakieś deklaracje, nie chce też żebyś teraz czuł się zobowiązany do kontynuowania tej rozmowy. Chcę tylko móc ci pomóc, chociaż w małym stopniu uśmierzyć ci ból. Kiedy już wydobrzejesz wrócimy do tej rozmowy a teraz kładź się na brzuchu a na posmaruje ci te siniaki żelem.
Niall posłusznie wykonał polecenie, chociaż z pewnością sprawiło mu to sporo bólu. Posmarowałem plecy grubą warstwą przezroczystej substancji i delikatnie wmasowywałem w siniaki. Nachyliłem się nad nim i lekko dmuchałem.
-Ejj to jest zimne! Przestań to łaskocze!
-Wiem –pogłaskałem go po włosach o położyłem się obok.
-Poczekamy teraz żeby to trochę wsiąkło a potem ogarniemy brzuch, wygląda on trochę gorzej niż plecy, ale nie przejmuj się za parę dni siniaki znikną a o bólu nie będziesz nawet pamiętał. –pogładziłem dłonią jego plecy ale po chwili zorientowałem się, że wykonywana czynność może go trochę krępować. Wcześniej o tym nie wspominałem, ale chyba powinienem, gdy tylko opuścił mnie rano odniosłem dziwne wrażenie, że zraniłem go jak nikt inny, że on zwyczajnie coś do mnie czuł, nie wiem od kiedy ale z jego strony relacja nie była w stu procentach czysto przyjacielska.
-Dobra, się przekręć na plecy.
Nasz wzrok spotkał się, kiedy pomagałem mu w zmienieniu pozycji, nasze ciała a w tym twarze niebezpiecznie się do siebie zbliżyły a oddech lekko przyspieszył. Szybko odwróciłem wzrok.
-Zayn czemu to robisz, czemu tak koniecznie chcesz się mną zaopiekować? Ja naprawdę nie chce twojej litości, pewnie gdyby to ciebie napadł sprałbyś go na kwaśne jabłko, a ja nawet nie umiem się bronić. Mieszkasz i przyjaźnisz się z takim kimś jak ja, po co? –Po jego policzku spłynęła słona łza, szybko otarłem ją kciukiem.
-Niall nadal jestem twoim przyjacielem, pomagam ci bo kocham cię jak brata. Każdy człowiek jest inny, jeden umie się bić drugi potrafi coś innego, jeśli będziesz chciał jak wydobrzejesz pokażę ci kilka ciosów a tego kolesia i tak dorwę sam. A poza tym ktoś mi musi gotować i robić zakupy w ty w tym jesteś niezastąpiony.
-Ale po co to, zobacz już nie będzie jak kiedyś, widzę z jakim obrzydzeniem na mnie patrzysz, modlisz się tylko żebym cię nie pocałował, ale spokojnie, nie dotknę cię już, rozumiem, że tego nie chcesz.
-Ale ty jesteś głupek, i do tego jeszcze twierdzisz, że potrafisz wyczytać z moich oczu co czuje. Jeśli tylko na to pozwolisz to będzie jak kiedyś, a teraz pozwolisz, że nadal będę twoim opiekunem?
Przyniosłem woreczki w lodem, aby zimna temperatura nie spotęgowała bólu położyłem na jego ciele cienką ściereczkę i dopiero na nią woreczek z lodem, podałem mu leki przeciw bólowe. Starałem się delikatnie przykładać woreczek tak by nie sprawiać mu bólu, chociaż jego żebra były lekko opuchnięte raczej nie były złamane bo blondyn nie skarżył się na ostry ból przy oddychaniu. Kiedy lód zaczął już topnieć zabrałem go i posmarowałem brzuch  maścią na stłuczenia.
-Gotowe, idę pod prysznic, jak wrócę zrobię ci coś do jedzenia, co chcesz?
-Nie jestem głodny
-Och Niall ty chyba masz gorączkę, pokaż czoło, muszę to sobie zapisać Niall Horan powiedział nie: jestem głodny.
-No dobra, chcę kanapkę szkolną
-Szkolną?
-No tak, taka jak mi mama wasze robiła, bułeczka, ser, sałata szynka pomidorek. –Blondas lekko się uśmiechnął.
-Cholera, nie ma, nie zrobiłem zakupów, nie ma prawie nic w lodówce.
-Wiesz ty chyba naprawdę byś beze mnie zginął. W lodówce jest mleko, zrób mi kakao i przynieś Nutellę. Jak wrócisz wyjawię ci mój największy sekret.
-Oho mam się bać? Będę za 10 minut.
Szybki prysznic, musiałem zmyć z siebie głupie myśli i zmęczenie z całego dnia, niby nic nie robiłem przez cały dzień ale czułem się bardzo zmęczony. Wskoczyłem w czyste bokserki i udałem się do kuchni. Kakao, Nutella i mogę podbijać do pokoju blondyna.
-Jestem, proszę kakao, Nutella i nawet łyżeczkę ci wziąłem.
-Świetnie, otwórz teraz moją komodę z bielizną –Niall chwilę się zawahał -… i po prawej stronie dna jest uchwyt podnieś go. Malik jeśli wygadasz, któremuś z chłopaków to… to nie wiem co ci zrobię!
Hmm tego się nie spodziewałem tajemna skrytka Nialla na… Jedzenie! –Boże Niall ty jesteś chory, naprawdę. Ale bułeczki maślane Aaaaaa, kocham to. Rozentuzjazmowany usiadłem obok niego otwierając opakowanie.
-Ale podzielisz się ze mną?
-No nie wiem…
-Niall! Ja jadłem dziś tylko chipsy i ciastka zbożowe!
-A w łeb to nie chcesz? Mówiłem ci coś na temat twojego odżywiania się, coś czuję że to ja muszę się tobą zaopiekować. Przygotuję ci specjalny jadłospis z godzinami jedzenia!
-Dobra, ale teraz  dawaj już te buły!

Po skończonej kolacji w łóżku panował istny syf, kawałki bułek, rozlane kakao ale to nie ja! To przez niego! Nie dał rady trzymać kubka i jak go poiłem to trochę się zalał, ale dziś już nic nam nie przeszkadzało piliśmy z jednego kubka, jedliśmy Nutellę jedną łyżką i fajnie było, prawie jak dawniej, no może poza tą wymianą kubka i łyżki. Około 2 w nocy zacząłem robić się senny –Niall idę spać jak będziesz czegoś potrzebował to wołaj. –W jego oczach dostrzegłem smutek, chyba w głębi duszy chciał żebym z nim został, a ja? Nie wiem czego chcę, nie umiem odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
-Ok, to będę krzyczał jak coś, bo ciebie obudzić w nocy graniczy z cudem…
-Chyba, że chcesz żebym został tu z tobą, tylko nie wiem czy….. czy to dobry pomysł.
-Chciałbym ale jeśli odmówisz to zrozumiem.
-Zostanę  -położyłem się obok niego i zgasiłem lampkę nocną.
Po 15minutach leżenia
-Zayn śpisz?
-Jakoś nie mogę
-O czym myślisz?
-To głupio zabrzmi, ale o nas
-Dlaczego głupio? A o czym o nas tak zawzięcie myślisz, że nie możesz spać?
-Tak ogólnie
-Słaba ściema, to może ja zacznę tylko obiecaj mi, że dokończymy tą rozmowę dziś i wyjaśnimy sobie wszystko.
-Obiecuję
-Opowiem ci jak wyglądał dzisiejszy poranek wg. mnie. Obudziłem się rano trzymając cię w ramionach, takiego widoku mógłby mi zazdrościć każdy, ale nie było tak kolorowo jak może sie wydawać. Poprzedniej nocy wiedziałem co robię i liczyłem się z tym, że mogę Cię stracić przez to na zawsze, chociaż cholernie się tego bałem to musiałem zaryzykować, bo od kilku miesięcy byłeś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. To głupie ale często wieczorem myślałem co by było gdybym ci powiedział, że po prostu podobasz mi się, że działasz na mnie jak nikt inny. W mojej głowie zawsze źle się to kończyło, wtedy zawsze mnie odrzucałeś. Dziś rano kiedy na ciebie patrzyłem, uśmiechałeś się przez sen pomyślałem może nie będzie tak źle może nic się nie zmieni, może podobało ci się na tyle by mnie nie otrącić, ale myliłem się. Kiedy otworzyłeś oczy chciałem zapaść się pod ziemię, by nie czuć kolejny raz odtrącenia jednak to było nie uniknione ty mogłeś mieć każdą kobietę a nie jakiegoś irlandzkiego geja. Kiedy dotarło do ciebie co robiliśmy wiedziałem, że nie będzie już jak dawniej, że dla ciebie to był czysty seks bez uczuć i emocji, wiedziałem, że im szybciej zapomnę tym lepiej dla mnie, ale nie potrafię zapomnieć i jak tylko będę w stanie normalnie funkcjonować wyprowadzę się. Muszę.
-Koniczynko, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo
Przysunąłem się do niego bliżej i przytuliłem obejmując bark tak by nie sprawiać mu bólu.
-Zayn czy? Czy to znaczy, że ty... Że ja... Że my...
-Poczekaj, nie powiem ci teraz, że będzie super i będziemy żyli długo i szczęśliwie bo nie jestem pewien co czuje. Wiem jedno, Zayn Malik nie jest stuprocentowym hetero ale najpierw sam muszę to zaakceptować dopiero potem mogę mówić o uczuciach. Wiesz dziwnie czułem się rano gdy dotarło do mnie co robiliśmy, wtedy chciałem jak najszybciej wymazać to z pamięci ale nie umiałem bo po chwili dotarło do mnie, że miałeś rację.
-Rację?
-Tak, wczoraj przeżyłem najlepszy seks w moim 19 letnim życiu i to było właśnie z tobą. Jeśli dasz mi trochę czasu sądzę, że będziemy żyli jak dawniej a może nawet lepiej. Wiem, że dla ciebie może być to trudne bo bardzo zależy ci na mnie ale zrobimy tak: jeśli będziesz miał ochotę na jakiś nawet drobny gest, czułość do mnie to nie hamuj się, nigdy cię nie odepchnę, jeśli coś będzie nie tak od razu ci powiem.
-Wiesz, że właśnie zaczyna się spełniać moje marzenie?
-Ej najważniejsze! Masz mnie tak nie zawstydzać, boże nikomu się to nigdy nie udało a ty robisz to z taką lekkością, nie myśl sobie, że nie pamiętam tego co wczoraj o mnie mówiłeś...

Blondyn cicho zachichotał
-ale to była prawda smoku
-Horan!
-Malik!
-Jak już to dla ciebie boski Malik
- Boski przytul mnie i śpij już.

Zayn
Obudziłem się wyspany jak nigdy, blondyn leżał na mojej klatce piersiowej, wpatrując się we mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Długo nie śpisz?
-Dostatecznie długo żeby zdążyć zgłodnieć.
-Widzę, że wrócił już normalny wiecznie głodny Niall.
-Tak -odpowiedział próbując wstać i przeciągnąć się, niestety wczorajszy dzień dawał mu znaki.
-Auć
-Poczekaj pomogę ci, usiądź sobie teraz wygodnie, włączę ci jakiś film, skoczę po coś na śniadanie i do apteki. Coś konkretnego byś zjadł?
-Kanapki, może musli, i jakieś tosty.
-To chyba po te zakupy musze samochodem jechać, na obiad coś zamówimy a na kolację coś wymyślę. Nie ruszaj się z łóżka!

Zrobiłem zakupy, mleko, soki, pieczywo, ser, wędlina, płatki, same zdrowe produkty, przecież teraz Niall musi zdrowo jeść, jeśli chcę żeby szybko wyzdrowiał. Po drodze wstąpiłem jeszcze do apteki po opatrunki, leki przeciw bólowe, i witaminy.
-Już jestem!
-Zayn chodź jestem w łazience
-Niall mówiłem żebyś nie wstawał!
-Musiałem siku! Przewróciłem się i jak widzisz nie dam rady wstać.

Pomogłem mu się podnieść i od razu zaniosłem go do salonu na kanapę. Poszedłem do kuchni zrobić nam śniadanie, kiedy wszystko było gotowe usiadłem z tacą obok blondyna. Apetyt niewątpliwie mu dopisywał, to chyba dobrze prawda?
-Teraz idziemy pod prysznic a potem może pogramy na konsoli?
-Prysznic? Zayn ja nie dam rady nawet stać wszytko mnie boli, poza tym mam opatrunki więc nie mogę ich zamoczyć.
-Właśnie! Opatrunki trzeba zmienić, i proszę cię nie sprzeciwiaj się, bo nie chcę robić nic na siłę a to po prostu dla twojego dobra, pomogę ci przecież.
-Ale ty lubisz rządzić! To ja już nie mam nic do gadania?
-Dopóki nie wydobrzejesz, nie. Potem się zastanowię.
-Ok, to zanieś mnie do łazienki i rób co chcesz, ale jak będzie mnie bolało jeszcze bardziej, to będę krzyczał aż sąsiedzi pomyślą, że robisz mi krzywdę!

Uśmiechnąłem się do niego i wziąłem na ręce. Posadziłem do na pralce i zacząłem odklejać plastry.
-Boli!
-Spokojnie przecież robię to delikatnie.
-Ale boli mnie to! Przykleiły mi się do rany!
-Ok to odkleimy je pod prysznicem, pod wpływem ciepłej wody powinno puścić.

Rozebrałem się do naga i już chciałem to samo zrobić z Niallem ale on patrzył na mnie wstydliwym wzrokiem.
-Ej co jest?
-Nic
-No to gatki w dół i chodź -odkręciłem wodę pod prysznicem i wyciągnąłem do niego ręce. Nie zareagował…
-No chodź
-To na prawdę nie jest dobry pomysł, chyba nie powinno moczyć się ran, pójdę się położyć.
-Niall ty się mnie wstydzisz!?
-Nie no coś ty
-Przecież widzę, nie ważne, chodź przecież nie każe ci się rozbierać jeśli nie chcesz, chodź w bokserkach.
Pomogłem mu wejść pod strumień ciepłej wody. -Zobacz kupiłem żel pod prysznic taki niepodrażniający żeby cię nie piekło.
-Spoko
-Specjalnie dla Ciebie Niall to kupiłem, a ty mówisz spoko? Co się dzieje?
-Nic, jest ok

Cholera jasna o co mu chodzi? Człowiek mu pomaga a on odsuwa się przy każdym dotyku. To podobno ja miałem mieć problem z okazywaniem uczuć. To był impuls objąłem go w pasie i delikatnie pocałowałem w usta, dłońmi masowałem plecy.
Blondyn nieznacznie się ode mnie odsunął. Zrobiłem coś nie tak? Zapytałem w myślach sam siebie.
-Dziękuję
-Za co
-Za… – Blondyn wzruszył ramionami. Pokręciłem tylko z uśmiechem głową i zacząłem dokładnie myć całe jego ciało, opatrunki na szczęście same się odkleiły. Niespodziewanie Irlandczyk złapał mnie za pośladki i mocno do ciebie przycisnął, cicho przy tym chichocząc.
-Ej! Chodź wychodzimy, koniec tego dobrego
-Już? -powiedział z lekką nutką zawodu.
-A co nie chcesz?
-No woda jest fajna, ciepła ty jesteś blisko, dobrze mi.
-Niall ty się rumienisz! Chodź założę ci nowe opatrunki i poleżymy sobie razem, ok?
-No dobra...

Pomogłem mu opuścić brodzik, delikatnie wytarłem jego ciało ręcznikiem, zdjąłem z niego mokre bokserki, patrząc wprost w jego niebieskie tęczówki, tym razem już się nie sprzeciwiał. Po chwili zaniosłem go do łóżka, przyniosłem maść i opatrunki, zacząłem powtarzać całą wczorajszą procedurę. Na szczęście dziś Niall chętnie ze mną współpracował ale tylko do pewnego momentu.
-Zayn daj mi w końcu jakieś ubranie, albo chociaż bokserki! Ty ciągle się na mnie patrzysz takim wzrokiem...
-Jakim?
-Takim jakbyś chciał... Dobra nie ważne, dasz mi bokserki?
-Nie dam
-Zayn! Krępujesz mnie!
-Może ja też mam się rozebrać, będzie ci raźniej?
-Malik to już podchodzi pod molestowanie!
Zaśmiałem się -Serio? Trudno zaryzykuję.

Bez krępacji zdjąłem swoje bokserki rzucając je na krzesło. Położyłem się obok, na dłonie wycisnąłem z tubki maść i pewnymi ale delikatnymi ruchami wmasowałem ją w brzuch blondyna. Starałem się skupiać swoją uwagę na wykonywanej czynności ale coś a raczej ktoś skutecznie odwracał moją uwagę. Niall wplótł swoje palce w moje włosy i powoli przesuwał nimi po mojej głowie. Niby tego nie lubiłem, w końcu od zawsze lubiłem mieć nienagannie ułożone włosy, ale teraz gdy są jeszcze mokre sprawiało mi to przyjemność. Podniosłem głowę i szczerze się do niego uśmiechnąłem.
-Zimno mi się robi Zayn
-Chcesz kołdrę czy sam mam cię ogrzać?
-A jak myślisz? Trochę własnej inwencji nikomu nigdy nie zaszkodziło.
-Czyli mam się domyślać w jaki sposób mogę sprawić żeby temperatura twojego ciała wzrosła. Pomyślmy… na fizyce kiedyś było takie prawo może Newtona albo i nie Newtona nie pamiętam, że jak ciało pociera inne ciało to wytwarza się ciepło, może to zadziała?
-Nie wiem, ale gadanie nie działa!
-Horanku, skarbie spieszy ci się gdzieś?
-Tak, bo jest mi zimno i gdybym miał siłę już dawno bym cie przygwoździł do łóżka.
-Brzmi ciekawie, ale dziś niestety jesteś zdany tylko na moje nędzne umiejętności.
-Nędzne? –Blondyn pewnym ruchem złapał mnie za ramię i szybko do siebie przyciągnął, patrzyłem w jego niebieskie tęczówki i rozszerzające się źrenice.
-Zayn te twoje rzekomo nędzne umiejętności doprowadziły mnie ostatnio do takiego szaleństwa, że spełniłeś moje najskrytsze rządze i obiecuje ci, jak tylko wrócę do zdrowia i mi na to pozwolisz to przez tydzień nie wypuszczę cię z łóżka.
-Właśnie się na to zgodziłem, a teraz mogę kontynuować moją opiekę nad tobą czy masz coś przeciwko?
-Możesz zrobić ze mną co zechcesz.
Niepewnymi ruchami przesuwałem dłonią po jego udach raz po raz zbliżając się do pachwin. Czułem jak jego ciało spina się pod wpływem mojego dotyku ale to tylko działało na mnie pobudzająco. Objąłem dłonią jego penisa i zacisnąłem na nim rękę,  Blondyn zaśmiał się lekko marszcząc czoło, chyba nie miałem jeszcze dobrego wyczucia. To jak sam robisz sobie dobrze to całkiem inna filozofia, wiesz na co masz ochotę i do jakiej krawędzi możesz się zbliżyć. No właśnie krawędź, teraz stałem przed wyborem jak mogę uszczęśliwić mojego chorowitka mogę zrobić to ręką, ustami, lub.. nie nie to nie  wchodzi w grę on nie ma jeszcze siły na takie wygibasy jak tamtej nocy. Na samo wspomnienie o tym poczułem jak moją twarz oblewa rumieniec, ale spokojnie, muszę nad tym zapanować! Teraz jestem zdany tylko na siebie, ale przecież ja w życiu nie miałem w ustach no… wiecie czego…
Mówią raz się żyje? Podobno! Pochyliłem się nad nim obejmując jego główkę ustami, nie zatrzymałem jednak wykonywanego ruchu ręką. Moja dłoń rytmicznie pocierała jego trzon a usta zajęły się jego górą częścią.
Blondyn spiął wszystkie mięśnie i lekko zaczął poruszać biodrami, tak bardzo zależało mi na tym by go w tym momencie uszczęśliwić, że ledwo zorientowałem się, gdy Niall dość intensywnie posuwał mnie w usta. Zahaczyłem go lekko zębami i mocniej zassałem, moje dłonie wędrowały po jego podbrzuszu lekko je masując. W pomieszczeniu roznosiły się co raz głośniejsze westchnienia i pomruki blondyna. Kiedy poczułem jak zaczyna zbliżać się do końca wypuściłem go z ust, doprowadziłem go do końca szybkimi i pewnymi ruchami mojej ręki. Blondyn chyba liczył, że skończy w moich ustach bo kiedy przeszedłem na stymulację samą dłonią mruknął niezadowolony. Cóż chociaż zależało mi coraz bardziej na tym chłopaku nie umiałem pozwolić mu na coś takiego, jeszcze nie teraz, przecież robiłem coś takiego pierwszy raz w życiu!
Z szafki wziąłem chusteczki i starannie wytarłem jego brzuch i moją rękę z lepkiej białej substancji. Podciągnąłem się na rękach i wtuliłem się w jego tors. Blondyn objął mnie ramieniem i mocno do siebie przytulił.
-Wiesz Zayn jesteś mistrzem w spełnianiu moich marzeń –Powiedział zawstydzony Niall, spojrzałem na niego z dołu uśmiechając się do niego.
-Ale chyba jeszcze sporo muszę się nauczyć.
-Tak całkiem sporo
-Ej! –momentalnie uśmiech zszedł w mojej twarzy
-Żartowałem
-Jasne
- No nie bocz się już.
-Ok
-Oho Malikowy foch? Może jakoś na to zaradzimy? –Wpił się w moje usta agresywnie z wielką zachłannością z tej strony go nie znałem, pogłębiłem pocałunek o ile było to jeszcze możliwe, ponieważ jego język czułem wszędzie, drażnił mnie ze zniewalającą szybkością, aż zapomniałem o wszystkim co dzieje się dookoła niestety tylko na moment. Usłyszeliśmy szczęk klucza w drzwiach, musiał być to któryś z chłopaków ponieważ tylko oni mieli klucze. Dosłownie w sekundzie się ubrałem i usiadłem na łóżku Niall tylko naciągnął na siebie tylko koc i leżał w ten samej pozycji z wielkim bananem na twarzy.

-No proszę ja tu się o was martwię a wy sobie robicie dzień obijania się! Jezu Niall co ci się stało? –Do pokoju wpadł zdenerwowany Louis
-Nic groźnego już czuję się lepiej.
-Powinieneś jechać z nim do szpitala Zayn przecież on wygląda fatalnie, pokaż jeszcze pewnie masz temperaturę bo jesteś czerwony jak burak.
-Spokojnie Lou dziś już jest lepiej, odpowiednio się nim zająłem za parę dni będzie jak nowy.
-Mówcie mi raz dwa co się stało?!
Blondyn stremowany naciągnął na siebie koc mocniej i ciągle próbował ukryć grymas bólu wkraczający na jego twarz.
–Nic mi się nie stało i nie chce o tym gadać, jasne?
-Zayn ty wiesz o wszystkim prawda? Mów!
-Wiem ale sam sobie z tym poradzę, zacząłem się w to mieszać tylko ja i niech tak zostanie.
-Co wam się stało? Teraz będą jakieś tajemnice? Może jeszcze o czymś powinienem wiedzieć?
-Nie sądzę –odpowiedział pośpiesznie Niall
-A może mu powiemy? –zapytałem podejrzliwie
-Zwariowałeś?
-No co, niech się pocieszy razem z nami
-Mówisz serio Zayn?
-No tak, przecież…
-Halo ja tu nadal jestem! Dowiem się w końcu co tu się dzieje?
-Jesteśmy razem
-Co?! Nie wierzę ci Malik głupi wkręt. Ty i twoje pojebane pomysły jeden wielki żal.
-Masz rację żartowałem i oczywiście nie traktuj tego jako potwierdzenia… –przysunąłem się szybko do mojego Irlandczyka, mojego jak to fajni brzmi… i namiętnie go pocałowałem, po chwili zatopiłem swój wzrok w jego niebieskich tęczówkach i oparłem się o jego czoło z wielkim bananem na twarzy.
-Kurwa! Ty nie żartujesz? W takim razie jak Niall wydobrzeje ruszamy na mega zajebistą podwójną randkę, weźmiemy Harolda i porządnie się zabawimy!
-Ja jestem za, a ty Niall?
-Pewnie, a teraz dacie mi odpocząć? Bo szczerze mówiąc padam. –Blondyn puścił mi oczko.
-Jasne, jak coś to wołaj kocie, będziemy w kuchni.

numer dwa

Szkoła muzyczna nie była moim wyborem. Była ona wyborem mojej matki, czytaj niespełnionej kobiety, która nie osiągnęła w życiu tego co chciała z powodu wczesnej ciąży. Osobiście nie przepadałam za instrumentami, granie na nich, sprawiało mi wielką trudność i dużo swojego wolnego czasu poświęcałam na dodatkowe lekcje. Wolałabym uczyć się w szkole sportowej, razem z moimi przyjaciółmi z poprzedniej szkoły. Teraz, nie można powiedzieć, że zostałam sama. Mam w końcu nowych przyjaciół, nowego chłopaka, ale oni są inni, nie jestem przy nich w pełni sobą. Udaję – od roku to robię najlepiej.

Jak każdej soboty spałam tak długo, jak miałam na to ochotę, niestety, dzisiaj przeszkodziła mi w tym moja ukochana mamusia. Wymyśliła sobie dodatkowe lekcje z gry na skrzypcach. Pewnie mój nauczyciel doniósł jej, że nie idzie mi to zbyt dobrze, może nie to, że sprawiało mi to wielką trudność, chociaż trochę też, ale przede wszystkim nie chciałam tego robić. Miałam nadzieje, że jeśli będę beznadziejna matka w końcu pojmie, że się nie nadaje i przepisze do szkoły, którą sobie upatrzyłam. Niestety, ale wcale się na to nie zanosiło. Zrobiła mi pobudkę o 10, kazała się przygotować, bo za godzinę mam lekcje z korepetytorem, czyli kolejny zmarnowany dzień z mojego życia. Alice, bo tak nazywała się moja mama, pewnie zapłaciła za jakieś 8 godzin, to oznacza, że spędzę cały dzień z jakimś obcym kolesiem, próbującym wbić mi do głowy wszystkie nuty i resztę nudnej teorii.

Czasami zastanawiałam się nad tym, czy by nie uciec do taty, ale mieszkał on na drugim końcu świata ze swoją nową rodziną, z którą był szczęśliwszy. Nie dziwię się mu, że odszedł od mamy, bo naprawdę ciężko z nią wytrzymać, ale mógł zabrać ze sobą mnie. Zamiast tego, jestem z Alice w Londynie, gdzie spełniam każdą jej zachciankę. Nie mam swojego zdania, a kiedy się sprzeciwię, dostaje kary, chociaż największą karą jak dla mnie, jest to, że żyję.

Spędziłam z dobre 50 minut w łazience, gdzie wyprostowałam włosy i zrobiłam make up. Ubrałam kremowy sweter z długim rękawem i ciemne jeansy, do tego założyłam czarne botki i zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie jajecznica. No tak, bo przecież ciężko zapamiętać, że nie jadam śniadań. Zmierzyłam wzrokiem matkę i wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy, który nalałam do szklanki i wypiłam. W końcu byłam gotowa. Chciałam sama pojechać do szkoły, jednak czarnowłosa kobieta, która była moją mamą miała inne plany. Zawiozła mnie pod same drzwi, nie ufała mi, bo nie raz uciekałam z dodatkowych zajęć. Kiedy się zatrzymała szybko chwyciłam instrument i wyszłam z samochodu, trzaskając za sobą drzwiami.

- Sala 254. – rzuciła za mną Alice, a ja zgodnie z jej planem udałam się pod nią.

Drzwi były otwarte, więc weszłam do środka. Nie zastałam tam nic nadzwyczajnego, pomieszczenie wyglądało jak każda sala w tej szkole, czyli była pomalowana na beżowo, a na podłodze znajdowały się panele. Na środku stały krzesła, obok była tablica, na której znajdowały się moje ukochane nutki. Jako, że w środku nikogo nie było, postanowiłam usiąść na krześle i poczekać na swojego nauczyciela. Wyciągnęłam telefon i odwołałam wspólne zakupy z Carmen, następnie randkę z Matt’em. Czy było mi głupio to robić? Przywykłam. Zawsze tak jest, więc da się do tego przyzwyczaić. Kończyłam rozmowę ze swoim chłopakiem, kiedy do klasy wszedł mężczyzna w bujnych lokach. Szybko się rozłączyłam i podeszłam, aby się z nim przywitać.

- Dzień dobry, jestem Lilly, ma mnie pan uczyć gry na skrzypcach. – przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę w jego kierunku.

- Harry Styles, miło mi Cię poznać. – uścisnął moją dłoń, a ja swój wzrok skupiłam na jego oczach. Były one zielone i mimo, że nie przepadałam za tym kolorem, spodobały mi się. Można było dostrzec w nich iskierki radości, mężczyzna bez wątpienia był szczęśliwy. Pewnie robi to co kocha i jeszcze mu za to płacą.

- Zaczniemy od teorii. – odezwał się do mnie, a ja przerwałam swoje rozmyślania. – Usiądź i skup się. Zgodnie z jego poleceniem usiadłam wygodnie na krześle, a on zaczął swój wykład. Nigdy mnie one nie interesowały, ale tym razem miałam ochotę posłuchać, całkiem przystojnego mężczyzny.

Najpierw jednak musiałam przyjrzeć mu się dokładnie. Miał na sobie kremowe spodnie i białe, a przynajmniej takie na pewno były, kiedy je kupił, conversy, do tego czerwono-niebiesko-białą koszulę w kratkę, która świetnie komponowała się z resztą. Harry miał około dwudziestu lat, tak przynajmniej mi się wydawało. Kolejną rzeczą, która mnie u niego urzekła, były prześliczne dołeczki, kiedy się uśmiechał. I mimo wcześniejszych zalet, chyba największą były jego loki. Miałam słabość do chłopaków z loczkami, pewnie nie zdziwi was to, że Matt takowe posiada.

Słuchało mi się go całkiem dobrze, nie zanudzał, mówił tylko o tym, o czym powinnam wiedzieć. Najważniejsze było to, że mówił wierszem, co ułatwiło mi zapamiętanie nieszczęsnych wyrazów, a tym samym było dość zabawne. Po jakiś 3 godzinach zaburczało mi w brzuchu, a pan Styles zaczął się ze mnie nabijać.

- Lepiej zamówmy pizzę. – zaproponował, na co od razu się zgodziłam.

Zrobiliśmy sobie małą przerwę na lunch, chociaż u mnie było to śniadanie. Podczas niego zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałam się, że mój nauczyciel ma 21 lat, uczy w szkole muzycznej, która konkuruje z moją, jest singlem, mieszka sam, uwielbia grać w piłkę siatkową, na co zareagowałam z entuzjazmem, ponieważ też uwielbiam ten sport, a w wolnym czasie odwiedza szpitale z chorymi dziećmi, grając tam koncerty ze swoimi przyjaciółmi. Następnie ja opowiedziałam mu o sobie, o rozwodzie rodziców, nowej szkole i znajomych, swoich prawdziwych pasjach i o mojej natrętnej mamie. O dziwo nawet się tym przejął. Próbował doradzić coś w sprawie matki, ale szybko mu przerwałam, wiedziałam, że jej nie przegadam chociażbym napisała jej na wielkim bilbordzie przed jej biurem, że chcę uczyć się w szkole sportowej, tym tekstem zakończyłam naszą pogawędkę pod tytułem „zapoznajmy się”. Nie chcąc wracać jeszcze do nauki, której z całego serca nienawidziłam zaczęłam temat kotów, to śmieszne i niedorzeczne, ale tylko to wpadło mi do głowy. Zdziwiłam się, kiedy mój nauczyciel, oświadczył mi, że też je uwielbia. Pochwalił się, że ma małego kotka, którego nazwał Larry. Trochę posmutniałam, kiedy zapytał mnie o swojego, bowiem nie posiadałam go. Alice była uczulona na ich sierść, zresztą nawet jeśli nie byłaby, to nie zniosłaby widoku kota, który wszędzie łazi, jest trochę pedantyczna, zawsze wszystko musi być u niej czyste i poukładane, ale miły nauczyciel poprawił mi humor, obiecując, że kiedyś zobaczę jego Larry’ego. Chciałam przedłużyć naszą rozmowę jeszcze bardziej, nie tylko z powodu oderwania od zajęć, ale także dlatego, że w końcu mogłam być sobą, tak, przed Harry’m otworzyłam się jak przed nikim innym, chociaż tak naprawdę wcale go nie znałam, wydawał być się osobą godną zaufania, niestety korepetytor był nieugięty i zaraz znowu wałkowaliśmy kolejne akompaniamenty. Godzinę przed końcem zajęć pan Styles zaczął opowiadać mi historię jaka wiąże się z powstaniem skrzypiec. Wytrzeszczyłam na niego oczy, a ten w szybkim tempie zamilkł.

- Coś nie tak? Źle wyglądam, albo coś takiego? – błądził oczami po swoim ubraniu.

- Muszę uczyć się jakieś beznadziejnej historii, która do niczego mi się nie przyda? Szkoda na to czasu. – podsumowałam szybko.

- Ale to ważne.

- Czy ja wiem? Jakoś niezbyt mnie to interesuje. – odpowiedziałam przepraszającym tonem.

- No dobrze, odpuszczę Ci, w takim razie wracamy do nut. – odparł szybko.

- A może w końcu praktyka? – uśmiechnęłam się do niego najładniej jak potrafiłam.

- To za tydzień. – poinformował mnie.

- Aha, czyli matka już panu zapłaciła za kolejne spotkania, kocham ją. – przewróciłam oczami.

- Jestem aż taki zły? – popatrzał się na mnie, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech i te słodkie dołeczki.

- Akurat pan jest w tym wszystkim najlepszy. – odwzajemniłam mu uśmiech.

- Dosyć tego pana, jestem od Ciebie starszy tylko o 4 lata, mogłabyś być moją siostrą. Harry jestem. – wyciągnął rękę w moim kierunku, a ja otępiałam, jeden z najprzystojniejszych facetów w całym moim życiu, chce przejść ze mą na TY.

- Lilly. – uścisnęłam jego dłoń i w taki oto sposób zostaliśmy kimś więcej, niż tylko nauczycielem i uczennicą.

Przez ostatnią godzinę, Harry sprawdzał moją wiedzę, był ciekawy czy nauczyłam się czegokolwiek. Szczerze mówiąc, zaskoczyłam sama siebie, kiedy dobrze odpowiedziałam na każde pytanie, zadane przez zielonookiego. W końcu po wielu pytaniach nadeszła godzina 19. Razem z Harry’m wyszliśmy ze szkoły. Myślałam, że ktoś Alice mnie odbierze, niestety jednak nie było jej przed budynkiem. Spojrzałam jeszcze raz na telefon, aby sprawdzić czy nie mam żadnej nowej wiadomości, fakt, że nie miałam, wcale mnie nie zdziwił. Pożegnałam się z Harry’m i poszłam w kierunku mojego domu. Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam za sobą czyjś krzyk. Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam biegnącego w moim kierunku chłopaka, wyglądał dość zabawnie, znaczy nie on, jego włosy, ponieważ wiatr rozwiewał je w każdym możliwym kierunku, jednak nawet w takiej wersji mi się podobał.

- Chcesz iść sama do domu o tej porze? – zapytał zaskoczony.

- Nie mam innego wyjścia, matka po mnie nie przyjedzie. – odpowiedziałam mu.

- Od dzisiaj będę Twoim lokajem, chodź. – uśmiechnął się, po czym poszliśmy do jego samochodu.

Zdziwiłam się, kiedy otworzył mi drzwi, przecież niewielu mężczyzn w tych czasach, ma tak dobre maniery. Usiadłam na miejsce pasażera, a Harry zaraz siedział obok mnie kierując. Podałam mu adres, a ten zaśmiał się, co kompletnie zbiło mnie z tropu. Okazało się, że niedaleko mnie mieszkają jego znajomi. Nawet mnie ta wiadomość ucieszyła, bowiem będę mogła go spotkać także po naszych zajęciach. Przez pół godziny jazdy rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, zarówno jak i o pogodzie, tak i o muzyce, więc droga minęła mi bardzo szybko i zaraz staliśmy już przed moim domem. Podziękowałam Harry’emu za podwiezienie mnie i wysiadłam z samochodu. Na odchodne pomachałam w jego kierunku i weszłam do domu. Tam zrobiłam sobie herbatę i poszłam do swojego pokoju, gdzie włączyłam komputer. W swojej skrzynce odbiorczej miałam wiadomość od Matt’a. Chciał się spotkać ze mną jutro, ponieważ miał mi do przekazania coś bardzo ważnego, jako, że nie miałam żadnych planów na niedziele, zgodziłam się. Później sprawdziłam tylko swoje portale i wyłączyłam komputer, po czym poszłam do łazienki wziąć prysznic. Przez cały czas, kiedy próbowałam zasnąć, myślałam o Styles’ie. Siedział on w mojej głowie przez cały wieczór i jakoś nie zanosiło się, żeby miał się z niej usunąć.

**

- Lilly, wstawaj! – obudził mnie przeraźliwy wrzask mojej matki.

- Boże co jest?! – odpowiedziałam zaspanym tonem.

- Jak to co? Pan Styles czeka na Ciebie na dole, macie jechać do szpitala, zagrać jakiś koncert. – wyjaśniła mi, na co wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, z tego co pamiętam nie umawiałam się dzisiaj z Harry’m.

Nie zważając na to, wstałam i w ekspresowym tempie ogarnęłam się. Jako, że mieliśmy iść do szpitala nałożyłam na siebie przewiewną białą sukienkę, na którą pozwoliła mi dzisiejsza pogoda, za oknem świeciło słońce, a niebo było idealnie błękitne.

Zbiegłam na dół, gdzie przywitałam się z Harry’m i tradycyjnie wypiłam szklankę soku pomarańczowego. Pożegnałam się z mamą, a raczej rzuciłam coś w rodzaju ‘cześć’ i wyszłam z zielonookim z domu. Dokładnie tak samo, jak wczoraj, otworzył mi drzwi i weszłam do środka. Kiedy mężczyzna zajął miejsce obok mnie, zaczął się szereg moich pytań dlaczego? Po co? Jak? Czemu nie powiedziałeś mi o tym wczoraj? Okazało się, że dzisiaj rano, on wraz z jego kolegami postanowili odwiedzić szpital, w którym leżały dzieci chore na białaczkę, pomyślał, że douczyłabym się czegoś i przyjechał po mnie rano, chciał zadzwonić i uprzedzić mnie, ale nie miał mojego numeru.

- Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła? – zapytał trochę przepraszającym tonem, gdyby nie fakt, że się uśmiechnął i zobaczyłam te seksowne dołeczki w jego policzkach, skarciłabym go za to.

- Nie, nie. Nawet świetnie, że pomyślałeś właśnie o mnie. – skłamałam i odwzajemniłam mu uśmiech.

Zaraz zaczęliśmy nawijać o wszystkim co się dało, oczywiście najpierw zapytałam o jego kolegów. Dowiedziałam się, że gra on w zespole, który składa się z niego, Louis’a, Zayn’a, Liam’a oraz Niall’a. Byłam zaskoczona, ponieważ nie wiedziałam, że Harry jest w zespole, mimo wszystko jednak uśmiechnęłam się i z niecierpliwością czekałam, aż dojedziemy na miejsce.

W końcu moim oczom ukazał się wielki budynek. Loczek, ponieważ tak go nazywałam, zaparkował na parkingu i wspólnie udaliśmy się do szpitala. Weszliśmy na umówioną wcześniej salę dla dzieci z białaczką, a od progu przywitały nas, a w zasadzie Harry’ego małe dziewczynki, miejące około dziesięciu lat. Zdziwiły się, kiedy zobaczyły mnie, ale chłopak szybko wytłumaczył im, że jestem jego uczennicą. Zaraz potem poszliśmy w kierunku większej sali, w której siedzieli czterej mężczyźni, mniej więcej w wieku Harolda. Byli oni tak samo przystojni, jak ich kolega, co kompletnie nie mieściło mi się w głowie. Loczek przedstawił mnie im, a chwilę później dowiedziałam się, że blondyn o niebieskich oczach nazywa się Niall, brązowooki chłopak, o czarnych włosach to Zayn, czerwone spodnie, które rzuciły mi się od razu w oczy, były własnością Louis’a, a spokojny Brytyjczyk o szczerym uśmiechu to Liam. Chłopcy przygotowali się do występu, a mnie zaciągnęli ze sobą. Miałam zaśpiewać razem z nimi, czego nie mogłam pojąć, przecież nawet nie słyszeli mojego głosu, który nie był oszałamiający. Nie chcąc robić scen, jak naburmuszona czternastolatka, przystałam na ich propozycję i chwilę potem siedziałam przed około pięćdziesięcioosobową publicznością. W niej znajdowała się zarówno młodzież miejąca około piętnastu lat, jak i dwuletnie maluchy, na widok ich wszystkich, prawie się rozpłakałam i gdyby nie to, że Harry szepnął mi do ucha kilka słów otuchy, bym to zrobiła. Niall usiadł na krzesełku z gitarą w ręce i zaczął grać dobrze znaną mi melodię, mianowicie Grenade, Bruno Marsa. Pierwsza zwrotka należała do Liam’a, druga do Zayn’a, a trzecia do mnie i Harry’ego, wspólnie śpiewaliśmy refren. Głosy piątki mężczyzn, których niedawno poznałam, były zdecydowanie idealne, chociaż najbardziej spodobała mi się chrypka Hazzy. Po skończonym koncercie, bo tak również można nazwać zaśpiewanie kilku piosenek, przed publicznością, poszliśmy przejść się z chłopakami do każdej sali z osobna, aby dać dzieciakom kilka zabawek i słodyczy, dzięki których na ich twarzach pojawi się uśmiech, dodatkowo, piątka dwudziestojednolatków na pewno będzie potrafiła ich rozśmieszyć. Kiedy weszłam do pierwszej sali, w której leżały pięciolatki, tak sądzę, od razu z niej wyszłam. Nie mogłam patrzeć na nie, zrobiło mi się ich po prostu szkoda, a myśl, że spędzą tak resztę swojego życia wywołała u mnie łzy. Zaraz przy mnie, znalazł się Harry, który przytulił mnie do siebie.

- Hej, nie płacz. – powiedział po czym podniósł mój podbródek do góry. – Jesteśmy tutaj dla tych maluchów, po to, aby sprawić im trochę radości. – wytarł swoim kciukiem kilka łez z moich policzków. – Wracajmy do nich. – uśmiechnął się do mnie, co zdecydowanie podtrzymało mnie na duchu.

Chwycił moją dłoń i wspólnie udaliśmy się z powrotem do małego Justin’a i Mike’a. W towarzystwie chłopców zwiedziliśmy cały szpital i o godzinie 14, żegnaliśmy się z grupką maluchów. Nie powiem, że nie, bo kiedy wyszłam z budynku odetchnęłam, było mi naprawdę ciężko patrzeć na te dzieciaczki. Następnie pożegnaliśmy się z chłopcami, a ja i Harry poszliśmy w kierunku jego samochodu. Po drodze zadzwonił do mnie telefon, kompletnie zapomniałam, że byłam dzisiaj umówiona z Matt’em. Zaczęłam go przepraszać, niestety na nic zdały się moje przeprosiny, mój chłopak był na mnie wściekły i rozłączył się, kiedy próbowałam się wytłumaczyć. Stwierdziłam, że porozmawiam z nim jutro w szkole, jakoś go przeproszę. Na pytanie Harry’ego czy wszystko okej, odpowiedziałam, że tak, bo w końcu tak właśnie było. Matt czasami miewał takie humory, ale po krótkiej rozmowie wszystko wracało do normy. Styles zaproponował mi wspólny obiad, na który zgodziłam się bez wahania. Pojechaliśmy do jego ulubionej restauracji. Przez cały czas wymienialiśmy się swoimi spostrzeżeniami odnośnie naszej dzisiejszej wycieczki. Zrobiło mi się bardzo miło, kiedy Harry pochwalił mój głos, a na policzkach pojawiły mi się rumieńce, z których chłopak miał niezły ubaw. Kiedy zjedliśmy wymieniliśmy się numerami telefonów, w razie gdyby taki wypad zdarzył się ponownie, a następnie Hazza odwiózł mnie do domu. Tam spakowałam się na jutro, wykąpałam i położyłam do łóżka ciągle myśląc o Styles’ie. Kilkadziesiąt godzin spędzonych z nim, doskonale starczyło, aby przywiązać się do tego loczkowatego mężczyzny, który tak naprawdę wciąż był chłopcem.

Kolejne pięć dni ciągnęło mi się w nieskończoność, chciałam jak najszybciej znowu spotkać się z Harrym, nawet jeśli przez to, będę musiała uczyć się gry na skrzypcach. Chciałam również porozmawiać z Matt’em, niestety nie było go w szkole przez cały tydzień, a kiedy próbowałam skontaktować się z nim przez telefon, odzywała się tylko sekretarka. Tak w zasadzie to przez te kilka dni w szkole nie było także Carmen, tyle, że ona zadzwoniła do mnie i poinformowała, że jest chora.

W końcu nadeszła upragniona sobota, którą spędziłam w towarzystwie zielonookiego mężczyzny w loczkach. Jak zawsze czas spędzony razem, minął mi bardzo miło i szybko, aż chciałoby się więcej takich lekcji, z takim nauczycielem. Tak w zasadzie, to traktowałam go jako kogoś więcej, niż tylko swojego korepetytora. Nie wiem czy można było nazwać to miłością, ale bez wątpienia, czułam coś do niego. Kiedy dotykał mnie lub obejmował w celu pokazania prawidłowego trzymania instrumentu, po plecach przechodziły mi ciarki. Nie raz miałam ochotę złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, który zarówno ja, jak i on, zapamiętalibyśmy do końca naszego życia, ale potem otrząsałam się i zmuszałam siebie, aby tego nie zrobić. Jak zawsze po lekcji Harry odwiózł mnie do domu. Tam po raz kolejny spróbowałam się dodzwonić do Matt’a, tym razem skutecznie, bo odebrał. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ten odezwał się pierwszy i umówił nas na spotkanie jutro o 12 w parku, a zaraz potem rozłączył.

- Dobra, to było dziwne. – powiedziałam sama do siebie, po czym rzuciłam w kąt telefon, a sama poszłam się wykąpać. Później szybko wskoczyłam pod kołdrę, ponieważ było dość chłodno. Był to kolejny wieczór pod tytułem „Zaśnij razem z Harry’m”.

**

Następnego dnia, jak miałam to w zwyczaju, kiedy nikt nie obudził mnie przed czasem, wstałam o godzinie 11:30. Od razu pobiegłam pędem do łazienki, przecież za pół godziny mam spotkanie z Matt’em, za którym się trochę stęskniłam, w końcu nie widziałam go ponad tydzień. Wykonałam poranną toaletę, rozpuściłam moje długie blond włosy, które o dziwo były w miarę proste, następnie pomalowałam rzęsy tuszem, nałożyłam trochę pudru i ubrałam się w jasnoniebieskie rurki, beżową bluzkę z długim rękawem, a do tego brązowe conversy. Kiedy wychodziłam z domu była równo 11:55, więc miałam 5 minut na dojście do parku, niestety, ale będę musiała się spóźnić, ponieważ zazwyczaj droga do niego zajmuje mi około piętnastu minut. Przez całą drogę zastanawiałam się, dlaczego Matt’a nie było tak długo w szkole, w końcu rzadko zdarzało mu się opuścić chociażby jedną lekcję, a co dopiero pięć dni. Stawiałam na to, że podobnie jak Carmen był chory. Po dziesięciu minutach byłam już w parku i rozglądałam się wszędzie za Matt’em. Naprzeciwko mnie go nie zauważyłam, po mojej lewej stronie to samo, dopiero kiedy spojrzałam w prawo dostrzegłam jego, siedzącego na ławce, zdziwiłam się, kiedy obok niego zobaczyłam Carmen, ale mimo wszystko podbiegłam do nich.

- Boże, jak ja się za wami stęskniłam! – powiedziałam, kiedy stałam już przed nimi. Nachyliłam się w kierunku Matt’a, aby się z nim przywitać, niestety, chłopak odsunął głowę do tyłu, a ja popatrzyłam na niego, podnosząc lewą brew do góry jak to miałam w zwyczaju, kiedy nie wiedziałam o co chodzi.

- Dalej jesteś na mnie zły? – zapytałam po chwili. Matt wraz z Carmen wstali, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej niż sytuacja sprzed kilku sekund.

- Nie Lilly, nie jestem na Ciebie zły, ale muszę Ci coś powiedzieć. – odpowiedział i spuścił głowę w dół.

- Ej, co jest? – zapytałam przejęta, po głowie chodziły mi najgorsze scenariusze, może jest chory, albo komuś z jego rodziny coś się stało. Podniosłam jego podbródek, tak aby mógł spojrzeć mi w oczy. – Skarbie co się stało? – zadałam to pytanie ponownie.

- Powiem szybko, bo nie wiem jak mógłbym Ci to powiedzieć. – wziął głęboki wdech. – Chodzi o to, że to koniec. Koniec nas. Ostatnio wcale nie zwracałaś na mnie uwagi. – tutaj spojrzał na moją przyjaciółkę. – Za to Carmen poświęciła mi trochę czasu. – odpowiedział, a ja stałam w bezruchu.

Że co proszę?! Zostawia mnie dla mojej najlepszej przyjaciółki? Przepraszam, teraz już byłej przyjaciółki? Do oczu napłynęły mi łzy, a po policzku spłynęła pojedyncza łza, którą zaraz wytarłam rękawem od mojej koszulki. Nie będę przez nich płakać, nie będę.

- Jesteście najbardziej fałszywymi ludźmi, jakich kiedykolwiek znałam, cieszę się, że nie będę miała już z wami nic wspólnego. – odpowiedziałam, po czym odwróciłam się na pięcie, przeszłam kilka kroków, po czym zatrzymałam się i wzięłam głęboki wdech „a co tam, raz kozie śmierć” – pomyślałam, po czym zawróciłam i podeszłam w stronę Matt’a częstując go siarczystym policzkiem, zaraz potem sprzedałam liścia Carmen i odeszłam w kierunku bliżej mi nieznanym, szłam po prostu przed siebie.

Teraz już nie byłam taka silna, szłam, a po moich polikach płynęła kałuża łez. Przechodnie patrzyli na mnie jak na nienormalną, co w zasadzie wcale mnie nie zdziwiło. Pewnie wyglądałam jak pokraka z rozmazanym tuszem, ale w tej chwili właśnie tak się czułam. Przystanęłam na chwilę obok jakiegoś drzewa, po którym zsunęłam się na ziemię. Zostałam sama, kompletnie sama. Oprócz tej dwójki, która właśnie mnie zostawiła, nie miałam już nikogo. Wyjęłam telefon, aby sprawdzić która jest godzina i wtedy mnie olśniło. Przecież miałam kogoś. Miałam Harry’ego. Wybrałam jego imię spośród listy osób, do których posiadałam numer telefonu i zadzwoniłam do Styles’a. Zapłakana zapytałam czy miałby dla mnie może chwilkę, po jego głosie poznałam, że przejął się moim stanem, zapytał gdzie jestem i oznajmił, że zaraz po mnie przyjedzie. Przez następne dziesięć minut próbowałam się uspokoić, jednak bez większych rezultatów. Po chwili dostrzegłam jak z czarnego vana wychodzi loczek, bez żadnego pytania podniósł mnie z ziemi, objął ramieniem i pomógł wsiąść do samochodu, szybko tłumacząc, że nie może tutaj stać. W drodze gdzieś, bo tak naprawdę nie wiedziałam gdzie jedziemy, Harry nie zadał mi ani jednego pytania, to nawet lepiej, wolałabym usiąść i jakoś normalnie porozmawiać. Po mniej więcej dwudziestu minutach samochód się zatrzymał, Hazza pomógł mi wysiąść z samochodu i wspólnie udaliśmy się do jak się później okazało, jego mieszkania. Tam zaproponował mi herbatę, na którą szybko się zgodziłam, a w między czasie, kiedy ją przygotowywał miałam okazję się rozejrzeć.

Mój nauczyciel mieszkał w skromnym mieszkanku. Korytarz, w którym zostawiłam swoje buty, był miejscem, z którego można było dostać się do każdego pomieszczenia w tym domu. Na lewo znajdowała się łazienka, natomiast z prawej strony był salon, połączony z kuchnią, w nim znajdowała się biała kanapa, stół i telewizor, ściany były pomalowane na kremowo, a na nich znajdowało się mnóstwo czarnobiałych fotografii, którym się przyjrzałam. Na jednych znajdowały się uliczki Londynu, na innych koty, w końcu moją uwagę przykuło zdjęcie przedstawiające jakaś kobieta z małą dziewczynką, co trochę mnie zdziwiło, w końcu Styles mówił mi, że jest singlem.

- To moja siostra z córką. – zza moich pleców niespodziewanie usłyszałam głos Harry’ego, który przyniósł dwie herbaty.

- Śliczne są. – uśmiechnęłam się do niego. – I miałeś rację, Larry jest cudowny. – przyznałam mu rację patrząc na kotka o kolorze sierści cynamonowym, który smacznie spał na parapecie, najwidoczniej tam mu było najwygodniej.

- Mówiłem. – mężczyzna uśmiechnął się do mnie.

Usiadałam wygodnie na kanapie, a zielonooki zajął miejsce obok mnie. Zapytał się co się stało, a ja opowiedziałam mu o Matt’cie i Carmen po raz kolejny roniąc morze łez. Chcąc mnie trochę uspokoić, Harry przytulił mnie do siebie, a ja z największą przyjemnością wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Do moich nozdrzy dostał się zapach jego perfum, o nucie rozmarynu, lawendy i neroli, które mi się spodobały. Powoli się uspokoiłam i podniosłam głowę do góry, gdzie zobaczyłam przepiękny uśmiech Harry’ego, odwzajemniłam go, po czym zatonęłam w jego zielonych tęczówkach. Nie myśląc rozważnie przysunęłam się bliżej mężczyzny i złączyłam nasze usta. Zdziwiłam się, kiedy mnie nie odepchnął, wręcz przeciwnie, odwzajemnił mi pocałunek. Rozchyliłam swoje wargi, chcąc aby pogłębił go jeszcze bardziej, co po chwili faktycznie zrobił, a nasze języki delikatnie się stuknęły. Po kilku sekundach oderwaliśmy się od siebie, a Styles wyraźnie się zmieszał.

- Przepraszam, poniosło mnie… - zaczął się tłumaczyć.

- Nie to ja przepraszam, moja wina… Chyba lepiej będzie jak już sobie pójdę. – zwróciłam się do niego, po czym wstałam z kanapy i ruszyłam w kierunku korytarza. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, co przed chwilą się stało i zawróciłam, stanęłam kilka kroków przed nim i zaczęłam swoją przemowę. - Tak w zasadzie to nie przepraszam, chciałam to zrobić od początku naszej znajomości. I wcale nie żałuję, wręcz przeciwnie! To był najlepszy pocałunek w całym moim życiu i cieszę się, że to właśnie z Tobą go przeżyłam. Wiem, że jesteś moim nauczycielem, ale jak sam powiedziałeś dzielą nas tylko cztery lata. Tak, pewnie za szybko na takie słowa, ale kurczę, Harry, ja Cię kocham. – wypowiedziałam na jednym wydechu, a loczkowaty wstał.

- Lilly, jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną… - zmieszał się. – Ale jestem tylko twoim korepetytorem, nic więcej prócz tego nie mogę Ci zaoferować… - powiedział, a moje serce zostało złamane ponownie tego dnia.

Zamurowało mnie, spodziewałam się czegoś w rodzaju ‘Oh Lilly naprawdę? Ja też Cię kocham. Zauroczyłem się Tobą od naszego pierwszego wspólnego spotkania’. Wzięłam głęboki wdech i wydech, aby nie uronić żadnej łzy, a następnie podbiegłam po swoje buty, które nałożyłam w trybie natychmiastowym i chwyciłam za klamkę.

- Poczekaj, odwiozę Cię. – usłyszałam za sobą głos Styles’a, na który kompletnie nie zwróciłam uwagi, wybiegłam z jego mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami i pobiegłam do swojego domu.

W końcu dałam upust emocjom, a z moich oczu wydobył się strumień łez. W tym momencie naprawdę zostałam sama. Miałam ochotę wpaść przypadkowo na jezdnię i dać się potrącić, bo w końcu co ja takiego mam? Nic. Moja matka mnie nie kocha i najchętniej pozbyłaby się mnie z domu, mój chłopak rzucił mnie dla mojej najlepszej przyjaciółki, a mężczyzna, w którym się zakochałam mnie odtrącił. Gorzej już chyba być nie mogło… Całe szczęście, szybko znalazłam się w domu, gdzie zrzuciłam ze stóp buty i pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, chowając się pod kołdrą, jak mała dziewczynka. Świat mi się zawalił, wszyscy, na których mi zależało zostawili mnie. Zanosiłam się płaczem, jak nigdy wcześniej.

- Lilly, wszystko w porządku? – usłyszałam głos Alice.

- A od kiedy Cię to interesuje? – wykrzyknęłam spod kołdry.

Myślałam, że sobie pójdzie, jednak ta podeszła do mojego łóżka i usiadła obok mnie, jedną ręką zdjęła ze mnie wszystkie poduszki i przytuliła do siebie.

- Zawsze mnie to interesowało… - odpowiedziała. – Powiesz mi co się stało? – zapytała ścierając z moich policzków łzy.

Pokręciłam twierdząco głową, po czym opowiedziałam jej cały dzisiejszy dzień, na końcu dodałam również, że nie chcę chodzić już do tej szkoły i, że nie będę mogła już więcej chodzić na korepetycje do Styles’a. Zdziwiły mnie jej słowa kończące naszą rozmowę „Jeszcze jutro załatwimy wszystkie sprawy dotyczące zmiany szkoły”.

numer trzy


Tego dnia Caroline wstała niezbyt chętnie. Dopiero po jedenastej wywlokła się z łóżka w ponurym nastroju. Szurając kapciami zeszła do kuchni. Złapała pudełko płatków śniadaniowych i wsypała je do miski, po czym zalała mlekiem. Z gotowym śniadaniem poszła do salonu, gdzie siedzieli rodzice.
-Cześć, coś się stało? - jak zwykle czujna mama spojrzała na córkę.
-Dziś jest dwudziesty dziewiąty. - nic więcej nie powiedziała, bo wiedziała, że jej rodzice się domyślą. W efekcie spojrzeli na nią współczująco. Po zjedzonym śniadaniu dziewczyna wróciła do pokoju i ubrała się w stare, znoszone jeansy, i luźną koszulkę. Właśnie wtedy dopadły ją wspomnienia. Przeróżne chwile, te dobre i te złe, migały jej przed oczami, z których zaczęły lecieć łzy. Złapała w ręce pamiętnik i długopis zaczynając pisać:
29 listopad , sobota.
Minął miesiąc. Nie mogę uwierzyć, tak to się skończyło. Wszystko prysło w jednej chwili. Ja umarłam już wtedy. Tamtego popołudnia, w tamtym miejscu. Każdy jego widok, każde jego słowo, lub każde wspomnienie które mnie nachodzi, zostawia bolesny ślad na moim sercu. Codziennie budzę się z myślą, że on już mnie nie chce. Tak po prostu. Całe pół roku z nim przepadło. Wiem, że on będzie szczęśliwy, z kimś, kiedyś... Ja umrę samotna, nie chcę być z nikim innym niż z nim. Kocham go.
 Wykreśliła ostatnie zdanie i przerwała pisanie słysząc wołanie mamy. Odłożyła zeszyt i zeszła na dół. W salonie na kanapie leżała jej młodsza siostra Amanda, blada jak upiór, a obok leżała miska. Gdy Caroline zobaczyła co jest w środku, cofnęła się krzywiąc.
-Nie stój tak, zwykła grypa żołądkowa. - powiedział jej ojciec trzymając miskę -Przynieś mokry ręcznik.
Dziewczyna poszła do łazienki i złapała pierwszy lepszy ręcznik wsadzając go pod kran. Po chwili stała przy siostrze kładąc na jej czole ręcznik. W tym momencie dziewczynka zaczęła wymiotować czymś czerwonym.
-Jedziemy do szpitala. - zdecydował Daniel biorąc ją na ręce. - Carie, pomóż mi zanieść ją do samochodu.
*
-Spokojnie, nie ma powodu do strachu. - lekarz uśmiechnął się do rodziców. - Amanda nie wymiotowała krwią, tylko... Nie wiem, jakaś zwykła potrawa koloru czerwonego. Zostanie tu do jutra. - rzucił im spokojne spojrzenie i odwrócił się odchodząc.
-Daniel, jedź z Caroline do domu, jutro wrócę tu z Amy. - wyszeptała zmęczona Maggie.
-Nie wygłupiaj się, ne teraz. - zaprzeczył mężczyzna i rozejrzał się. -A tak właściwie, gdzie nasza najstarsza córka?
-Poszła do bufetu
*
Caroline szła białym korytarzem mijając biegnących lekarzy, rozgadane pielęgniarki i pacjentów w szlafrokach. Drzwi z numerami sal były całe ubrudzone, nie wiadomo czym. Dziewczyna już od pięciu minut szukała kafejki, i zaczęła się irytować. Postanowiła kogoś zapytać. Podeszła do jakiejś kobiety odwróconej do niej tyłem.
-Przepraszam, gdzie znajdę bufet?
Kobieta odwróciła się i obie zamurowało.
-Caroline? - spytała kobieta po chwili ciszy.
-Pani Styles. - brunetka nie pytała, tylko stwierdziła. - Dzień dobry.
-Co ty tu robisz, kochanie? - mina kobiety wyrażała... zdziwienie? Szok? Strach? Wszystko w jednym.
Carie spojrzała w jej oczy i poczuła jak coś kuje ją w sercu. Miała taki sam odcień zieleni jak jej syn... Harry. Poczuła jak w jej oczach pojawiają się łzy.
-Moja siostra zjadła coś nieświeżego i rodzice się przestraszyli. - odpowiedziała wzruszając ramionami. - A co się stało, że pani tu jest?
-To Harry ci nie powiedział? - głos pani Styles zadrżał. Caroline ściągnęła brwi nic nie mówiąc. Kobieta zaczęła cicho płakać. -Harry ma raka.
Caroline rozszerzyła oczy z przerażenia nie mogąc wydusić słowa. Spojrzała na lekko uchylone drzwi znajdujące się obok nich. Z trudem popchnęła je i przeszła przez nie, na chwile mrużąc oczy pod blaskiem świecącego światła.
-Carie? - usłyszała ten głos po raz pierwszy od paru tygodni i poczuła jak niewidzialny nóż wbija jej się w serce. Spojrzała na chłopaka. Miał ogromne wory pod oczami jakby nie spał trzy tygodnie, jego blada twarz prawie wtapiała się w tło białej poduszki. Podłączony był do masy małych monitorów, które pikały na przemian.
-A pani jest kim? - dopiero teraz zauważyła lekarza stojącego przy końcu łóżka chorego.
-Ja... jestem znajomą. - wyszeptała patrząc na doktora. -Mogę?
-Dobrze, ale nie na długo. - z lekkim wahaniem wyszedł z sali zostawiając ich samych.
Dziewczyna wciąż stała nie mogąc się ruszyć. Patrzyła na niego a z jej oka popłynęła jedna łza. Gdy już miała czucie w nogach usiadła na krzesełku obok jego łóżka łapiąc jego dłoń. Spojrzała w jego oczy. Zielone, te najpiękniejsze jakie kiedykolwiek widziała, które jako jedyne nie straciły blasku z powodu choroby. Wydawały się żywe, pełne energii.
-Nie chciałem, żebyś wiedziała. - wyszeptał delikatnie ściskając jej dłoń. Wydawało się, że każde słowo sprawiało mu ból.
-Od jak dawna tu jesteś? - wymamrotała dziewczyna czując w gardle uciążliwą gulę.
-Od miesiąca, jak tylko się dowiedziałem.
-Tego dnia gdy... - Caroline zatkała sobie usta dłonią.
-Tak - potwierdził cicho. - To dlatego zerwałem. Nie chciałem, żebyś przez to przechodziła. - wyznał słabym głosem.
Na te słowa brunetka nie wytrzymała i zaszlochała cicho.
-Harry... Przecież wiesz, że w tych chwilach najbardziej chciałabym być z tobą - wyszeptała ściskając jego słoń. - Z tobą - powtórzyła tłumiąc szloch.
*
Harry od trzech miesięcy już jest w szpitalu. Od dwóch miesięcy o tym wiem. Teraz żyję już tylko tym. Codziennie do niego chodzę, jak wracam, myślę tylko o tym. On jest dla mnie najważniejszy. Nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak on. Chcę z nim być, mieć z nim rodzinę, mały domek nad morzem, i potem razem z nim zabawiać nasze wnuki. Chcę wiązać z nim moją przyszłość. Chcę żyć dla niego, tak jak on ma żyć dla mnie. Wierzę w to, że on wyzdrowieje. On też w to wierzy. Nie podda się. Nigdy.
 
Czwarty miesiąc jego choroby. Jest z nim lepiej. Częściej żartuje, uśmiecha się. Powtarza, że już niedługo z tego wyjdzie. Jest dawca szpiku kostnego. Lada chwila będzie operacja. On wierzy w to że się uda, to dlatego da radę. Będzie dobrze. Musi być...
*
Caroline weszła cicho do sali i spojrzała na łóżko jej chłopaka. Nie spał.
-Jak się czujesz? - spytała siadając obok niego i głaszcząc go po brązowych loczkach.
-Dobrze. Lekarz powiedział, że się udało. Już niedługo wrócę do domu. Będę całkiem zdrowy. - uśmiech rozjaśniał jego wciąż bladą twarz. 
-Widzisz. Mówiłam ci, że się uda. - przytuliła go delikatnie wzdychając głęboko. Wzięła torbę z podłogi, którą przyniosła dziś rano. -Nie przeczytałeś tej gazety? - położyła ją na stoliku obok i spojrzała na chłopaka.
Miał zamknięte oczy i lekko otwarte usta.
-Harry? - Caroline złapała go za rękę. Widziała jak chłopak nie może złapać oddechu. -Harry? - powtórzyła zdezorientowana i usłyszała jak z monitorów dochodzi długi, ciągły głos. -HARRY? - krzyknęła i wybiegła na korytarz. Zawołała lekarza i z płaczem próbowała wejść za nim, ale ją powstrzymał. Usiadła na ławce i schowała twarz w dłoniach. Po chwili poczuła jakąś dłoń na jej ramieniu. Uniosła głowę i ujrzała matkę Harry'ego.
-Caroline, co się stało? - spytała przerażona widząc jej zapłakaną twarz.
-Ja nie wiem... -wydusiła powstrzymując szloch. -Najpierw normalnie ze mną rozmawiał... - pociągnęła nosem próbując kontynuować. -Aż nagle zamknął oczy i zaczął się dusić. - zaczęła głośno płakać i po chwili znalazła się w ramionach kobiety. Kilka minut później z sali wyszedł lekarz. Obydwie wstały i podeszły do niego. Ale jego mina była jednoznaczna.
-Przykro mi.
Caroline zdążyła tylko wziąć oddech i zemdlała.
*
Rok później
Siedząc na ławce na cmentarzu wpatrywała się w nazwisko na grobie. Codziennie tu przychodziła, ale nigdy nie powiedziała ani słowa. Dopiero dziś, w równy rok od jego śmierci wzięła oddech i zaczęła:
-Wiesz, mija rocznica twojej śmierci. - na początku nie wiedziała co powiedzieć, i jej głos był nie pewien. -Twoja mama przed chwilą wróciła do domu. Ja posiedzę jeszcze trochę... - urwała zastanawiając się co jeszcze może powiedzieć. -Ciężko mi bez ciebie. Wciąż nie wiem jak to się stało, że cię tu nie ma. Przecież wyzdrowiałeś, przeszczep się udał. Bóg zabrał mi cię dopiero jak zrobił mi nadzieję na to że będziemy razem. Tęsknię za tobą. Obiecaj mi, że na mnie poczekasz. Że jak umrę, to wtedy będziemy razem. W niebie. Już na zawsze. - przełknęła ślinę i westchnęła. -Kocham cię, Hazza, Harold, Kitty. Harry. 
Wstała i ruszyła w stronę wyjścia z cmentarza. Gdy dotarła do domu, usłyszała głos mamy.
-Caroline, jakieś kwiaty do ciebie przyszły.
Zdziwiona dziewczyna weszła do salonu. Ujrzała wielki bukiet mieszanki przeróżnych kwiatów. Na środku była karteczka.
Jeśli to czytasz, znaczy, że już nie żyję. Wiesz, od długiego czasu nie czułem się dobrze, mimo iż operacja się udała. Nie chciałem Cię martwić. Dziś jest rocznica mojej śmierci, prawda? Pani z kwiaciarni obiecała, że Ci je dostarczy. Mam nadzieję, że dotrzymała słowa.
Musisz wiedzieć, że nigdy nikogo nie kochałem bardziej od Ciebie. Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza. Rozświetlałaś te dni, kiedy ja myślałem, że nie dam sobie rady. To dzięki Tobie to wszystko się udało. No prawie się udało...
Kocham Cię, Caroline. Od kiedy Cię poznałem zawsze zaprzątałaś moje myśli. Te dwa lata z Tobą były najlepsze w moim życiu. Bądź szczęśliwa. Harry .


11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, że na tym etapie będzie coś bardziej ambitnego.
    Bez urazy, ale ten pierwszy shot jest według mnie nieodpowiedni. Taka tematyka powinna być przeznaczona od lat 18. To jest tak jakby porno tylko że w wyobraźni. Po za tym jest to niesmaczne. Co jak co, ale robienie z Zayna i Nialla gejów to już jest przesada. Myślicie, że chłopcy byliby z tego zadowoleni? Także kategoryczne nie. Skończyłam go w połowie.
    W ogóle mam wrażenie jakby te wszystkie shoty pisała jedna osoba.
    drugi shot nie wywarł na mnie specjalnego wrażenia (podobnie jak reszta). Początek był odrobinę niespójny i sam pomysł obsesji matki na punkcie nauki gry na instrumentach własnej córki wydał mi się absurdalny. Nie czytałam dalej.
    Jeśli miałabym wybierać to shot numer 3. Fabuła dość ciekawa, chociaż wykonanie nie specjalnie. To chyba styl, który nie przypadł mi do gustu.
    A ogólnie, naprawdę nie było nic lepszego? Nie rozumiem też dlaczego nie napisałyście przez kogo były one wykonywane i ile shotów ogólnie dostałyście.
    Wysyłałam swojego shota dwukrotnie prosząc o potwierdzenie odczytania, a nie otrzymałam żadnej wiadomości. Teraz nie wiem czy nie dotarła do was moja praca czy ją odrzuciłyście. Wydaje mi się, że zawiniła tu organizacja, ale nie przejmujcie się. To pierwszy taki konkurs. Myślę, że z czasem będzie tylko lepiej.
    Ja sama wprowadziłabym tu podział na kategorie. Bo spójrzcie jak shot 1 i 3 się od siebie różnią. Taka propozycja, może zechcecie z niej skorzystać.
    W tym komentarzu wyraziłam swoje zdanie i proszę nie miejcie mi za złe tak dosadnej i konstruktywnej krytyki, która jak najbardziej jest uzasadniona. W każdym bądź razie według mnie. No ale to kwestia gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też myślałam, że będą na lepszym poziomie, ale cóż, to były najlepsze. Bardzo mi przykro z tego powodu, że to już nie są prace, które czytałam przed miesiącami.
      Ja też byłam przeciwko pierwszemu, ale tutaj liczyła się demokracja.
      A możesz poinformować mnie, gdzie wysłałaś swoje shoty?
      Bardzo dobrze, że mnie o swoim zdaniu poinformowałaś. Masz rację, zawiniła organizacja. Brakuje mi osób do pracy, bo część dziewczyn, którym zaufałam zawiodły mnie i nie mam czasu przemyśleć, co jest do poprawy. A FiFi sama też sobie nie da rady.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Wysłałam na emaila FiFi tak jak podałyście w poście (Fifimalik1@gmail.com).
      Chodziło mi głównie o potwierdzenie odczytania, bo nie wiem czy ten shot był taki beznadziejny czy nie doszło do was.

      Usuń
    3. Przykro mi, ale nie wiem. Ja tylko dostawałam do poczytania shoty bez podanych autorów. Musiałabyś znów skontaktować się z FiFi.

      Usuń
  3. Amy i Alex to dwie dziewiętnastolatki, które od początku nie mają łatwo w życiu. Amy, by móc spełnić swoje marzenia i dostać się do prestiżowej szkoły tańca wyjeżdża z małej miejscowości, Holmes Chapel do Londynu. Alex w wieku siedemnastu lat, po kłótni z rodzicami zamieszkała sama. Teraz wychowuje rocznego synka, Chrisa. Tylko ona wie, że ojcem dziecka jest Zayn, jej przyjaciel, a nie, jak wszyscy przypuszczają jej były chłopak. W przypadkowych okolicznościach Amy i Alex poznają się i Amy wprowadza się do przyjaciółki. Nie spodziewa się jednak, że dzięki temu spotka swojego byłego chłopaka, o którym wolałaby zapomnieć. Czy spełnianie swoich marzeń i rozwijanie pasji okaże się dobrym wyborem? Czy Amy i Alex pozbędą się przykrych wspomnień? Czy wreszcie ich życie przestanie być ciągłym zmartwieniem? Odpowiedzi na te pytania będziecie znali czytając to opowiadanie.
    Zapraszam na nasz nowy blog – life-is-a-trap.blogspot.com, zaobserwuj&wyraź opinię jeśli ci się spodoba :)
    + na live-truth-love.blogspot.com pojawił się nowy rozdział, jeśli jeszcze nas nie czytasz, to przejrzyj nasze opowiadanie, a jak ci się spodoba zaobserwuj, skomentuj. pozdrawiam – effy/amy

    OdpowiedzUsuń
  4. **Spam - Z góry przepraszam**


    Chciałabym zaprosić na mojego bloga : http://you-will-always-be-my-love.blogspot.com/

    Liczę na jakiegolwiek komentarze, bo dzięki nim mam ochotę pisać kolejne rozdziały :)

    Wpadnijcie jeśli macie czas <33

    OdpowiedzUsuń
  5. ŚWIETNY BLOG <33

    Zapraszamy http://one-direction-lose-my-mind.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super blog :)
    Zapraszam do mnie http://one-direction-hard-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. 38 years old Physical Therapy Assistant Eleen D'Adamo, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like "World of Apu, The (Apur Sansar)" and Sketching. Took a trip to Historic Centre of Guimarães and drives a 3500 Club Coupe. sprawdz tutaj

    OdpowiedzUsuń